Byłam aby Ci pomóc
Włożyłam w to całe serce
Dałam Ci siebie
Pobawiłeś się jak laleczką
Znudzony wyrzuciłeś w kąt
Wpatrując się w Twe oczy
Widzę tylko smutek
I inne lalki
Spoglądając na siebie- naiwność
XXXXXXXXXXXXXXXXXX
Siedzę w grobie
Szaleństwem dzikim opętana
Czuję, że nadchodzi rozpacz czarna!
Obdarta z szaty jasności
Wlokę się z mocą przeciętności.
Jak w gorączkową noc majaczę...
Jestem naga!
Upiorna zmora,
W głąb się wkradła niedojrzałej duszy.
Objawiła moce bezsennych czuwań
I wspomnień zimnych, bladych...
Pochłonęła wszystko...
Oprócz ciała.
Odeszła- ja pozostałam
XXXXXXXXXXXXX
Klatka- mój piękny dom
Z małymi okienkami
Zamkniętymi bezbarwnym kluczykiem
Otwierane abym spełniała
Obowiązki więźnia
W nagrodę
Zaczęła budować i tracić
Wracając w ramiona
Wielkich nieprzemyślanych słów.
XXXXXXXXXXXXXXXXXXX
Świt... południe...noc...
Cierpienie ryje szramy
Radość ich nie wygładza
Uschła nadzieja
Przeszłoś grobem się stała
Przyszłość ciemną nocą
Nie zawsze piękną
Lecz zawsze nocą.
XXXXXXXXXX
Podałeś mi rękę,
Choć krwawiła...
Spojrzałeś w me oczy,
pełne ukrywanych łez...
Poczułeś mą skórę,
Na której ślady cięć...
Przytuliłeś ciało,
Wyjąłeś zapalniczkę,
Przypaliłeś mary.
Głęboko zaciągnąłeś się dymem
I pocałowałeś...
A w sercu pojawiły się
Niebezpieczne błyski
I wesołe iskierki...
XXXXXXXXX
Pośród ciszy,
W samotności rozgrzana
Ogniem bólu...
Spalam złe myśli
I delektuję się zestawem
Najpiękniejszych uczuć
-miłością...
XXXXXXXXXXX
Czuję ból, jakiś żal...
Nie znam powodu,
Nic nie wiem...
Nawet kim jestem...
I po co żyję.
Szukam Boga,
Szukam siebie...
Płaczę,
Wraz z moim sercem,
Duszą,
Umysłem...
Rozpaczliwie uciekam
Od rzeczywistości!
Aby się uśmiechać...
XXXXXXXXXXX
Bezimienne ciało,
Siatka błękitnych żyłek
Dźwigająca wielki,
Czarny krzyż.
Umęczona, zbyt słaba
By samorodnie
Odkryć
Zatuszowane kalectwo...
Zaniedbanej działalności warg
Unoszących łagodny, bezpodstawny
Dźwięk oskarżeń...
XXXXXXXXX
Poczułam to,
Właściwie dobrałeś słowa.
Tak głęboko ukuło,
Zrozumiałam grzech...
Okłamywałam siebie,
Myślałam,
Że nie widzisz mnie
Pojednałam się z tobą Boże!
Pokochałam Cię...
I Ty powiedziałeś „Kocham”
Spłynąłeś na mnie,
Niczym Anioł...
Twarz zalałeś krwawymi łzami,
Usta układałeś w krzyk...
Płomiennej wiary.
Nazwałeś mnie człowiekiem
-tak szybko odszedłeś!
XXXXXXXXXXX
Jesteś jak ogień!
Chwiejesz się pod wpływem wiatru...
Wraz z nim rozrastasz się
I tworzysz ogromny żywioł...
Rozpalony istniejesz,
Rośniesz, malejesz...
I z czasem kończysz życie
Pozostawiając po sobie żar.
To co rozsiałeś...
I to co spaliłeś...
XXXXXXXX
Gdyby nie było
Nienawiści- miłości byśmy nie znali.
Radość świadczy o smutku,
Światło o cieniu,
Grzech o przebaczeniu.
Zło jest po to byśmy
Odróżnili dobro.
Czasem trzeba dotknąć dna
By dostrzec piękno.
By zachwycić się
Słońcem, śpiewem ptaka,
Każdym dniem,
By docenić judzi,
Odkryć w nich wrażliwość
I umieć kochać
Z każdym dniem bardziej
XXXXXXXXXXXXXX
Więzień nocy ucieka...
Z ogrodu strachu wchodząc do łóżka,
Klęka, ze wstydliwymi łzami.
Znów staje się ofiarą bezsenności.
Błaga o łaskę z kwiatem...
W białych dłoniach i z echem
W sercu metalicznej grozy
Czeka na skąpą nagrodę...
na sen..
XXXXXXXXXXXXX
Człowieku!
Najokrutniejszy i najbardziej bezlitosny
Gatunku
Stąpający po ziemi...
Niewolniku!
Własnych oczu jako czynnika
Decydującego
O atrakcyjności fizycznej...
Ty żyjesz!
Z uprzedzeniem i wizją
Świata
Błądząc z nadzieją...
Stałeś się
Spragniony i łakomy
Marności
Pieniądza i władzy
Powstań!
Aby unikać procedur
Powodujących
Cierpienie lub przykrość...
Odkryj!
W sobie czystość
Nie wizualny
Aspekt piękna...
XXXXXXXXX
Niebiański kwiat
Zniszczony szaleństwem
Rosnący na cmentarzu
W pustym grobie
Mokry od prawdopodobnej fikcji
Zatopił prawdziwy śmiech
Żyje wyrwany z obojętności
W dojrzałej samotności czeka na śmierć
Przestaje walczyć o siebie
Żegna świat zabierając nadzieję
Naiwnym kwiatom.
XXXXXXXXXXX
Jestem, czuję ,wiem,
Płaczę, śmieję się
I...
Nagle znikam
XXXXXXXXX
Życie jest piękne
Gdy masz jeszcze
Nadzieję
Gdy łzy ocierasz
Dzielnie walczysz
Aby być tym
Kim się czujesz
XXXXXXXXX
Twój dotyk pełen słów
Twoje słowa pełne miłości
Miłość napełniona nadzieją
Nadzieja miłością
Miłość słowem
Słowo dotykiem
XXXXXXXXX
Było cicho,
Szeptem się mówiło...
Było miło,
Nikogo się nie biło...
Przeszłość szumiąca,
Przeszłość konająca...
Dziś obojętności...
Głośno,
Krzyk w uszach.
To walka szumi...
Teraźniejszość świszcząca,
Teraźniejszość konająca...
XXXXXXXXXXXXXXX
Mam wszystko co ważne
Miłość i przyjaźń...
Przyzwyczaiłam się,
A teraz...
Boję się samotności!
XXXXXXXX Chcecie mieć dziecko
Chcecie mieć córkę
-oto przychodzę...
Mam ciało,
To tak niewiele...
Potok uczuć, rzekę myśli
-to wam niepotrzebne
Żyję w ciężkim powietrzu z metalu,
Słucham mądrości waszych,
Dojrzałych głosów.
Krople waszego głosu,
Kroplami mych łez
Bez słów...
Ja dziecko wasze!
Nie wychowane miłością lecz
łodygami ognistymi.
Lepkim, krwawym pytaniem
„dlaczego?”
Roznoszę smutek ogromny...
Jak moja samotność.
XXXXXXXXXXXXXXXX
Zalał mnie deszcz smutku, tonę
Mokra i przerażona...
W deszczu płonę
Ze strachu, z bólu...
Brak mi sił, nieruchomieję
Pomaga ludzka litość, pocieszenie...
Lecz serce jest skazane na nieuleczenie.
Dla mnie nic nie ma...
Świat się skończył.
Jestem tylko marionetką...
Żyję, bo nie potrafię się zabić.
XXXXXXXXXXXXXXXXX
Z miłości zrodzeni
Z miłości pożegnani
Z miłości zakrwawieni
Z miłości pochowani
W ziemi!!!
XXXXX Cichutko...
Nie musisz krzyczeć!
Nie dzieli nas duża odległość...
Czasem chcę
Abyś straciła
Głos...
Zachowując
Jego moc w szczypcie...
Aby każdy
Jego ton...
Był wymowny
Jak krzyk,
Lecz wpadający
Do serca...
Nie zagłuszający
Myśli...
Chcę Ciebie
Słyszeć sercem
Nie tylko
Słuchać...
XXXXXXXXXXXXXX
Zamordowaliście mnie!
Choć jestem, żyję, istnieję....
Wyżynając na mej duszy
Waszą chęć posiadania.
Zalaliście ją...
Barwami krwi i śmierci,
Czerwieni i czerni...
Czystość wasza
W którą staram się wierzyć
Niechaj rzuca blask
Na me czarne myśli
I krwawiące serce...
Łzy niech zmyją winę,
Wyrzuty sumienia...
Po zbrodni.
I niechaj moja skóra
Nie przybiera
Wszystkich kolorów świata,
Lecz tylko barwy ciała...
XXXXXXXXXXXXX
Wciągają rękami swymi,
Świadomi skutków czynów...
Cukierkową pannę
Pchają do piekła
W filiżance kawy
Rozpuszczając dla szatana...
XXXXXXXXXXXXXXXX
W samotności rozbieram się
Z waszego wzroku, uśmiechów, słów...
Patrzę w lustro z nieuczesanymi
Włosami,
Z twarzą bez kropli makijażu,
W bliznach...
Uciekam z przerażeniem
W obliczu samej siebie
W sen, w marzenia...
XXXXXXXXXXXX
Odejdźcie wy...
Paskudne wspomnienia
Budzące teraźniejszość
Krwią wypływającą...
Spod ostrza żyletki.
Ciało z głębokimi szramami...
Ja, coraz bliżej dna,
Bliżej śmierci...
XXXXXXXXX
Zrodzona czysta;
Zraniona pocięta;
Zakrwawiona zapłakana;
Przeszłość zła;
Rany głębokie;
Ogień deszcz;
Światło nadzieja;
Miłość radość;
Ból smutek;
Słońce ziemia;
Piasek kości;
Zapomnienie...
XXXXXXXXX
Ciemność podaje mi rękę...
Myśli złe rodzi w głowie,
Czyny śmierci..
Siedzi i wymienia
Dobro na zło,
Radość na ból
Zamyka mnie w czterech ścianach,
Karmi niepokojem i buntem...
I sokiem płynącym z oczu.
Czasem daje w prezencie
Zwiędle róże z uśmiechającymi się
Kolcami
Aby odebrać resztki sił...
XXXXXXXXXXXXXX
Żyję, nie wiedząc jak długo i po co...
Umrę, nie wiedząc kiedy i dlaczego...
Wędruję, nie wiedząc dokąd...
Istnieję i cierpię...
Powstaję i przemijam...
Zmieniam się i przemieniam...
I czuję się źle,
Jakbym zginęła w tym szary, świecie,
Wtopiłam się w tło jak kameleon.
XXXXXXXXXXXXXXXXXX
W szarości dnia
Znów gram...
Człowieka uśmiechniętego.
Wśród drzew maszeruję
Zagubiona...
One mają swe miejsce
Na ziemi- ja nie...
Przenoszę swe ciało
tu i tam...
Źle mi i smutno
W samotności...
Odzywam się do pustych ścian,
Bez kwiatów,
Bez powietrza.
Nie unoszę się do nieba,
Nie potrafię...
Wzbić się tak wysoko
Będąc w podziemiach...
XXXXXXXXXXXX
Wchodzą we mnie dziwne,
Okropne siły...
Moc, która chce ranić i niszczyć
Staje się jednością z mą duszą!
Walczę, obracam to zło
Przeciwko sobie...
Krwawym strzałem...
We własne ciało...
XXXXXXXXXXXXXX
Czerwona ciecz
Wysycha w ciele...
To śmierć zabrała
Kolejne życie...
Największy nieukarany
Zabójca na świecie...
XXXXXXXXXXX
Przepraszam...
Za tę łzę...
Niewidzialną...
Która zmieniła się w krew...
Spływając po mojej twarzy...
Przez serce...
W błoto...
XXXXXXXXXX
W smutnych, niezgaslych oczach
Zrodziła się niejedna śmierć.
Anioł nie poczuł niewidzialnej
Ręki Diabła...
Na jego ohydnej twarzy...
Wymalowany uśmiech...
Kotwice rzucił na ludzki wzrok,
źrenice pozbyły się rzeczywistych obrazów.
Utworzył przeklęte i pozorne mosty
I błękitne wody...
Rozkoszuje się krzykiem cierpienia,
Anioł szuka dla grzeszników zbawienia.
XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
XXXXXXXXXX
|