Minęło wiele miesięcy, ale mnie nic nie minęło DeGD
Czas dla mnie w miejscu przystanął De
Takie jest, chłopcy, takie jest piekło GAD
Na odgłos kroków po schodach De
Serce wciąż skacze do gardła, GD
Że może jednak to ona De
Ona to piękna, moja zagłada. GAD
Ach, kiedy ruszą dla mnie dni Fis
Noce i dni i pory roku hG
Krążyć zaczną znów jak obieg krwi DeGD
Lato, jesień, zima, wiosna Fis
Do Boliwii droga prosta. hG
Wiosna, lato, jesień, zima DeG
Nic mi się nie przypomina DA
I żyć już można i umrzeć
Wypłakane łzy doszczętnie
Oddycham ledwie i z bólem
Kością mi w gardle staje powietrze.
Czy tak już będzie i będzie?
Boże mój, Boże, mój Boże!
Zawsze i wszędzie w obłędzie.
Boże mój, wbiłeś we mnie wszystkie noże.
Sen Katarzyny II
Na smyczy trzymam filozofów Europy G D G
Podparłam armią marmurowe Piotra stropy G D e
Mam psy, sokoły, konie, kocham łów szalenie C D G
A wokół same zające i jelenie C D e
Pałace stawiam głowy ścinam Fis h
Kiedy mi przyjdzie na to chęć Fis G D
Mam biografów, portrecistów C D e
I jeszcze jedno pragnę mieć... C D G
Stój Katarzyno! koronę carów e H e H
Sen taki jak ten może ci z głowy zdjąć e a C D G
Kobietą jestem ponad miarę swoich czasów
Nie bawią mnie umizgi bladych lowelasów
Ich miękkich palców dotyk budzi obrzydzenie
Już wolę łowić zające i jelenie
Ze wstydu potem ten i ów
Rzekł o mnie: niewyżyta Niemra
I pod batogiem nago biegł
Po śniegu dookoła Kremla
Stój Katarzyno...
Kochanka trzeba mi takiego jak imperium
Co by mnie brał tak, jak ja daję: całą pełnią
Co by i władcy i poddańca był wcieleniem
By mi zastąpił zające i jelenie
Co by rozumiał tak jak ja
Ten głupi dwór rozdanych ról
I pośród pochylonych głów
Dawał mi rozkosz albo ból
Stój Katarzyno! koronę carów
Sen taki jak ten może ci z głowy zdjąć
Gdyby się kiedyś kochanek taki znalazł...
Wiem, sama wiem! Kazałabym go ściąć!
Przedszkole
W przedszkolu naszym nie jest źle a
Zabawek mamy tutaj w bród B
Po całych dniach bawimy się a
W co raz to inny trud BEa
Pani nam przypatruje się
Pilnuje gdzie zabawy kres
W przedszkolu naszym nie jest źle
Kiedy się grzecznym jest
Bo jeśli nie zaraz po pupach po pupach po pupach bija nas B
I krzyczą - patrz szcze patrz szczeniaku gdzieś ty wlazł a
Albo po łapach po łapach po łapach trzepią i B
W kacie się łyka łzy aBEa
Za oknem tyle świata lśni
Do szyby wiec przyciskam nos
Wszystkim zachwycałbym się gdy -
Gdyby nie Pani glos
Bo mamy w pociąg bawić się
Pani nas ciągnie tam i tu
I chyba sama nie wie gdzie
Powtarza tylko: czuczuczu...
My za nią przewracając się a
I na zakrętach lecąc w bok B
Patrzymy jak się pociąg rwie
Krzyczymy czuczu gubiąc krok a
A pani ciągle biega i a
Za nią już tylko jeden dwu B
Bo reszta pod ścianami tkwi a
I leżąc krzyczy czuczuczu! BEa
Pani się zatrzymuje zła
Pierwszego z brzegu łapie i
Tym pierwszym zwykle bywam ja
Bo jestem krnąbrny oraz zły
Wiec zaraz da mi da po pupie po pupie po pupie zbije mnie B
Krzycząc - czemu szcze czemu szczeniaku nie bawisz się a
A ja z pociągu wypadłem tylko i B
W kacie połykam łzy aBEa
Lecz nic nie mowie, cóż to da?
Cos tylko we mnie w środku drży
W kąciku siedzę cicho sza
Myślę że smutno mi
Lecz czasem minie tez i to
W przedszkolu naszym tak już jest
Że zapomina tu się zło
Tu troskom szybki kres
Wiec znów bawimy wszyscy się a
Pod czujnym okiem Pani i B
W przedszkolu naszym nie jest źle a
Szczególnie gdy się śpi E a
Anty litania na czasy przejściowe
Z tej mąki nie będzie chleba, fis D E fis D E
Z tych prac nie będzie korzyści, fis D E fis A
Z tych świątyń nie widać nieba, cis h
Z tych snów już się nic nie ziści. A E fis D E
Z tych ziaren nie będzie mąki,
Nie będzie ciała z tych słów,
Z tych modlitw nie będzie świątyń,
Z tych czasów nie będzie snów.
Nie będzie wina z tej wody, a F G a F G
Z tych pieśni nie będzie dróg wzwyż, a F C E
Z tych dusz nie będzie narodu, a E H
Każdy sam poniesie swój krzyż, cis A fis (cis)
Nie będzie kielicha na krew,
Nie będzie wody do rąk,
Nie będzie ech na ten zew,
Z tej męki nie będzie ksiąg.
To antylitania chwili
Przejściowej lecz nie - bezkarnej:
Byli już tacy, co śnili
Chleb, Księgę i Krzyż - na mamę.
Drzewo genealogiczne
Rodowód mój nie sięga bursztynowych szlaków D A
Mój praszczur się nie najadł na ciele Popiela D A
I kiedy nie od razu budowano Kraków h e
Zabrakło także mojej krwi przedstawiciela A7 D
Czy byli pod Grunwaldem - milczą kronikarze d a
Jeżeli wzięli Moskwę - to ich tam zjedzono d a
Brakuje mi pradziadów w głównym nurcie zdarzeń B F
Bym mógł ich dać za przykład pro publico bono C d
Za to jacyś przodkowie (widzę po swych ustach F C B F
Których krój Epikura psuje wstyd nieszczery) F C d
Musieli czuć się dobrze przy Saskich Augustach F C B F
I z Ciołkiem zwiedzać chętnie ogrody Wenery F C d
A ponoć moim krewnym był żołnierz-poeta
Co za Kościuszki szyj chciał biskupów, magnatów
Ach czyżbym po nich przejął jakobiński nietakt
I czci brak dla błękitnej krwi i purpuratów?
Nie słychać o mym rodzie w Noc Listopadową
I nie zasilał chyba styczniowych patroli
Z Syberii żaden z moich z posiwiałą głową
Nie wracał, by napisać księgę swych niedoli
Za to jakiś zmarznięty francuski gwardzista
Miło ogrzał się w jednym z litewskich powiatów
A znów Tatar Potockich czarnym okiem błyskał
Do stołecznej działaczki "Proletaryatu"
Najświeższe drzewa rodu mojego gałązki D A
Spłonęły za murami w Getcie i w Powstaniu D A
Lub w powojennym gruncie przyjęły się grząskim h e
I wypuściły pączek - o nim w jednym zdaniu: A7 D
Chodziłem do kościoła - oglądać witraże d a
W komunistycznej szkole miałem same piątki d a
Od dziecka byłem głodny podróży i wrażeń B F
Nieświadom, że to złego miłe są początki C d
Nie mam blizn po kajdankach, napletek posiadam FCBF
Na świat przyszedłem w czepku, nie pod ułańskim czakiem FCd
Po dekadzie wygnania - polskim jeszcze władam FCBF
Proszę więc o dokument, że jestem Polakiem F C d
Nie ma blizn po kajdankach, napletek posiada,
Na świat ten przyszedł w czepku, nie pod ułańskim czakiem
Po dekadzie wygnania - polskim jeszcze włada
Prosi nas o dokument, że jest Polakiem!
Pan Podbipięta
- Krwi, krwi, krwi ! - krzyczał pan Zagłoba a G a a G a
Na widok trupa pana Podbipięty. G E
- Krwi! - zawrzasnęła zbaraska załoga a G a G a
A Litwin chwiał się, do belek przybity G C
Święty Sebastian strzałami przeszyty d a
Słodki, niewinny, cichy, obojętny. F E a G a
Rycerz bez skazy, co jak smok gruchotał
Czerń (co jest czerń? dzisiaj nie ma czerni)
Na jasnej twarzy ślad grotu i cnota,
Której się Longin radośnie wyzbyłby
Po tym jak jednym ciosem zerwał trzy łby
Ludzi, o których wierzył - że niewierni...
Lecz przecież krew ta jest tak miła Bogu, C G
Że zaraz kreskę w niebieskim rejestrze C G7
Zarabiał szlachcic siekąc tępych wrogów a C
Co tylko po to wchodzili w granice E
Słabej, lecz wiecznej Rzeczypospolitej a
Aby się mogła na ich trupach wesprzeć. F E a G a
Kiedy Zagłoba pił miód (nie dla chamów)
Picie to było inne, niż Bohuna:
Horyłka, beczka dziegciu, wymiar stanu
Nieszczęśliwego, dzielnego Kozaka,
Co śmiał kniaziównę kochać - zawadiaka -
Cham, co boskiego się nie zląkł pioruna.
I na paliki zaostrzone świeżo C G
Gładko nizali się stron cierpiętnicy C G
Król płakał, modlił się, głęboko wierząc a G
Że hekatomba historię oczyści F E
Jak wiatr las czyści ze szczerniałych liści d E
By pole bitwy gniło dla winnicy F e a
- Krwi, krwi, krwi! – krzyczał pan Zagłoba a G a a G a
I krew się lała sprawiedliwie, szczodrze G E
Lecz pan Longinus, rycerstwa ozdoba a G a G a
Nie mógł pozornych tryumfów być już świadkiem, G C
Grymasem śmierci dając znać ukradkiem d a
Że wie zbyt wiele, by było mu dobrze F E a G a
Ballada o spalonej synagodze
Żydzi, Żydzi wstawajcie, płonie synagoga! a e a
Cała Wschodnia Ściana porosła już żarem! e a
Powietrze drży, skacze po suchych belkach ogień! e a
Wstawajcie, chrońcie święte księgi wiary! G e a
Gromadzą się ciemni w krąg płonącego gmachu, a e a
Biegają iskry po pejsach, tlą się długie brody, G C
W oczach blask pożaru, rozpaczy i strachu, d a d a
Gdzie będą teraz wznosić swoje próżne modły?! e a
Płonie synagoga! Trzask i krzyk gardłowy! a e a
Belki w żar się sypią, iskry w górę lecą! e a
Tam w środku. Żyd został! Jeszcze widać ręce! d a G a
Już czarne! O, Jehowo, za co? O, Jehowo?! d e a
Noc zapadła. Stoją wszyscy wielkim kołem, e a
Chmury nisko, w ciemnościach gwiazda się dopala. G C
Patrzą na swe chałaty porosłe popiołem, dCda
Rząd rąk i twarzy w mrok się powoli oddala... a d e a
Stali tak do rana, deszcz spadł, ciągle stali a d
Aż popiół się zmieszał ze szlamem, a
- Jeden Żyd się spalił! Jeden Żyd się spalił!
Śpiewał w knajpie nad wódką włóczęga pijany, d e a
Pan Wołodyjowski
Do nieba leci mały rycerz aEa
Wybuchem rozerwany w strzępy aGC
W Rzeczypospolitej granice da
Tureckie kładą się zastępy aEA
Pęka imperium pełne swobód aEaG
Rozerwąje sąsiedzi rychło CGC
Jak Basi rzekł, tak powie Bogu FCda
Pan Michał swoje credo: „Nic to" dEa
Trzęsie się z płaczu pan Zagłoba
Nad symboliczną polski trumną
I krwi nie woła sam nad grobem
Bo umrzeć łatwo, żyć jest trudno
Więc szloch rycerskie ciśnie piersi
Kaja bohater się i nicpoń
Wobec tak niepojętej śmierci
O której Michał rzekł, że „Nic to"
Lecz nic to śmierć, czy nic to życie
Potyczki zwiady i miłostki
Do nieba leci mały rycerz
Do nieba jest najbliżej z Polski
Swoje odsłuchał i odsłużył
Wiatraczkiem, sztychem, fintą, płytką
I oto dzieło jego w gruzy
Więc chyba rację miał, że „Nic to"
Nie znał mądrości swej żołnierzyk
Zajęty Baśką i szabelką
Nie wątpić, w sens ofiary wierzyć
Jest rzeczą łatwą, bywa wielką
Lecz potem, wbrew serc pokrzepieniu
Łzę cenić tylko na policzku
I na niebieskim, na sklepieniu
Wypisać krwią dewizę: „Nic to".
Źródło
Płynie rzeka wąwozem, jak dnem koleiny e
Która sama siebie żłobiła e
Rosną ściany wąwozu, z obu stron coraz wyżej C
Tam na górze są ponoć równiny CDG
I im więcej tej wody, tym się głębiej potoczy ae
Sama biorąc na siebie cień zboczy... CB°H7
Piach spod nurtu ucieka, nurt po piachu się wije
Własna w czeluść ciągnie go siła
Ale jest ciągle rzeka na dnie tej rozpadliny
Jest i będzie, będzie jak była.
Bo źródło, bo źródło wciąż bije. eaCB0 H
A na ścianach wąwozu pasy barw i wyżłobień
Tej rzeki historia, tych brzegów
Ślady głazów rozmytych, cienie drzew powalonych
Muł zgarnięty pod siebie, wbrew sobie
A hen, w dole blask nikły ciągle ziemię rozcina
Ziemia nad nim się zrastać zaczyna...
Z obu stron żwir i glina, by zatrzymać go w biegu
Woda syczy i wchłania, lecz żyje
I zakręca, omija, wsiąka, wspina się, pieni
Ale płynie, wciąż płynie wbrew brzegom
Bo źródło, bo źródło wciąż bije!
I są miejsca, gdzie w szlamie woda niemal zastygła e
Pod kożuchem brudnej zieleni; e
Tam ślad, prędzej niż ten co zostawił go, znika C
Niewidoczne bagienne są sidła CDG
Ale źródło wciąż bije. tłoczy puls między stoki ae
Więc jest nurt, choć ukryty dla oka! CB°H7
Nieba prawie nie widać, czeluść chłodna i ciemna
Niech się sypia lawiny kamieni!
I niech łączą się zbocza, bezlitosnych wąwozów
Bo cóż drąży kształt przyszłych przestrzeni
Jak nie rzeka podziemna?
Groty w skałach wypłucze, żyły złote odkryje
Bo źródło, bo źródło wciąż bije! eaCB°H7
Konfesjonał
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus,
Formuły tej nauczył mnie przyjaciel.
Myślałem o spowiedzi w formie listu,
Lecz słowa napisane - brzmią inaczej.
Nie zmusza mnie do tego próżność, trwoga,
Ciekawość, nawyk, nastrój tej świątyni.
Nie wierząc w Boga - obraziłem Boga
Grzechami następującymi:
Za prawo me uznałem to, że żyję. ADA
Za własną potem wziąłem to zasługę D E
I - co nie moje - miałem za niczyje, fis Cis D
Więc brałem, nigdy się nie licząc z długiem. A E A
Uznałem, że mam prawo sądzić ludzi
Dlatego tylko, że mam tę możliwość.
Poznawszy sposób -jak sumienia budzić
Zbierałem obudzonych sumień żniwo.
Bogactwo zła, którego byłem świadom fis E fis
Było mi w życiu - tylko za ostrogę. Cis D
Cierpieniem cudzym żyłem i zagładą, E
Gdy cierpieć, ani ginąć sam - nie mogłem.
Stworzyłem świat - na podobieństwo Świata
Uznawszy, że na wszystko mam odpowiedź,
Lecz nie wyjąłem misy z rąk Piłata
I nie uniknął swojej męki - Człowiek.
Wierzyłem szczerze w wieczne prawo waśni,
Co każe sobie istnieć - dla morału,
Ze życie ludzkie samo się wyjaśni
I wola ma jedynie służyć ciału.
Więc nazywałem szczęściem nieodmiennie
To, co zadowoleniem było - z siebie.
I nawet teraz bardzo mi przyjemnie,
Ze tak we własnych wątpliwościach grzebię,
Bo widzę, że ta spowiedź - to piosenka- ADA
Dla siebie ją samego wykonuję... D E
To też grzech - więcej grzechów nie pamiętam, fis Cis D
Ale tego jednego - nie żałuję ! AEA
Czołg
Gąsienicami zagrzebany w piach nad Wisłą aBa
Patrzę przez rzekę pustym peryskopem aBa
Na miasto w walce, które tak jest blisko A7 d
Że Wisły nurt - frontowym staje się okopem. FE
Rozgrzany pancerz pod wrześniowym żarem
Rwie do ataku się i pali pod dotykiem,
Ale wystygły silnik śpi pod skrzepłym smarem
I od miesiąca nie siadł nikt - za celownikiem.
Krtań lufy pusta łaknie znów pocisków smaku
A łyka tylko tłusty dym - z drugiego brzegu!
W słuchawkach zdjętych hełmofonów - krzyk Polaków
I nie wiem, czemu rzeki tej nie wziąłem - z biegu!
Dajcie mi wgryźć się gąsienicą w fale śliskie
I ogniem swoim dajcie wesprzeć barykady!
By miasto w walce - które jest tak bliskie
Bezruchu mego - nie nazwało mianem - zdrady!
Lecz milczy sztab i milczą pędy tataraku
Którymi mnie przed tymi, co czekają - skryto.
Bo russkij tank - nie będzie walczył za Polaków!
Bo russkij tank - zaczekać ma, by ich wybito!
Gdy się wypali już powstanie ciemnym błyskiem
Włączą mi silnik i ożywią krew maszyny,
Bym mógł obejrzeć miasto - co tak bliskie -
Bez walki zdobywając gruzy i ruiny!
Arka Noego
W pełnym słońcu w środku lata e D
Wśród łagodnych fal zieleni e D
Wre zapamiętała praca e D
Stawiam łódź na suchej ziemi e D h a e (a e a)
Owad w pąku drży kwitnącym e D
Chłop po barki brodzi w życie e D
Ja pracując w dzień i w nocy e D
Mam już burty i poszycie e D h a e (a e)
Budujcie Arkę przed potopem e a e
Dobądźcie na to swych wszystkich sił D a h e (a e)
Budujcie Arkę przed potopem e a e
Choćby tłum z waszej pracy kpił D a h e (a e)
Ocalić trzeba co najdroższe e a e
A przecież tyle już tego jest D a h e (a e)
Budujcie Arkę przed potopem e a e
Odrzućcie dziś każdy zbędny gest D a h e
Muszę taką łódź zbudować
By w niej całe życie zmieścić
Nikt nie wierzy w moje słowa
Wszyscy mają ważne wieści
Ktoś się o majątek kłóci
Albo łatwy węszy żer
Zanim się ze snu obudzi
Będę miał już maszt i ster
Budujcie Arkę przed potopem e D
Niech was nie mami głupców chór e D
Budujcie Arkę przed potopem e D
Słychać już grzmot burzowych chmur eDhae(aea)
Zostawcie kłótnie swe na potem e D
Wiarę przeczuciom dajcie raz e D
Budujcie Arkę przed potopem e D
Zanim w końcu pochłonie was eDhae(ae)
Każdy z was jest łodzią, w której e a e
Może się z potopem mierzyć Dahe(ae)
Cało wyjść z burzowej chmury e a e
Musi tylko w to uwierzyć Dah e(ae)
Lecz w ulewie grzmot za grzmotem e a e
I za późno krzyk na trwogę Dahe(ae)
I za późno usta z błotem e a e
Wypluwają mą przestrogę D a h e
Budujcie Arkę przed potopem
Słyszę sterując w serce fal
Budujcie Arkę przed potopem
Krzyczy ten, co się przedtem śmiał
Budujcie Arkę przed potopem
Naszych nad własnym losem łez
Budujcie Arkę przed potopem
Na pierwszy i na ostatni chrzest
Pompeja
Odkopywaliśmy miasto Pompeję e
Jak się odkrywa spodziewane lądy A
Gdy okiem ludzkim nie widziane dzieje a
Jutro ujrzane potwierdzą poglądy e
Z których dziś jeszcze głupców tłum się śmieje a H7 e
W miarę kopania miejski cień narastał G
Jakbyśmy wszyscy wracali do domu D
Wjeżdżając wolno w świt wielkiego miasta a
Cicho, by snu nie przerywać nikomu e
Tylko pies szczekał i łańcuchem szastał aH7e9
- Czemu pies szczeka, rwie się na łańcuchu?
Szybkie dłonie masują mięśnie dostojnika
Który w łaźni na własnym kołysząc się brzuchu
Wydaje rozkazy, pyta niewolnika
- Pies szczeka, bo się boi wielkiego wybuchu!
Bzdura. Na chwilę przerwij, bolą kości
Co z poetą, którego rozkazałem śledzić?
- Nic nowego meldują podwładni z ciemności
W swoim mieszkaniu przy kaganku siedzi
I pisze za wierszem wiersz dla potomności
- Czemu pies szczeka, targa się po nocy?
Tej, którą objął twarz znieruchomiała
- Bzdura, może chuligan trafił kundla z procy
Mruczy, chce wydobyć uległość z jej ciała
Ale ona w oknie utkwiła już oczy
- Ziemia drży czy nie czujesz? Objął ją od tyłu
I szepnął do ucha - to drżą członki moje!
Świat nie zginie dlatego, że bydle zawyło
Odwraca jej głowę i długo całuje
Na dach pada gorące pierwsze ziarno pyłu
- Czemu pies szczeka, słychać w całym mieście? e
Więzień szarpie kratę, czuje duszny powiew A
- Strażnicy otwórzcie! Ludzie, gdzie jesteście? a
- Ja jestem - żebrak spod muru odpowie e
Ślini się, nóg nie ma, drzemał przy areszcie a H7 e
- Ratuj mnie wypuść! - ten tylko się ślini G
I ślina w ciemnościach już błyszczy czerwono D
- Mogę pomodlić się w jakiejś świątyni a
Tyle ich ostatnio tutaj postawiono e
Nic żaden z bogów dla nas nie uczyni! aH7e9
- Czemu pies szczeka, patrz jak płonie niebo
Z pieca wyciągaj bochenki niezdaro
Ziemia dygoce uciekać stąd trzeba
Nie chcę być własnej głupoty ofiarą!
Weź wszystkie pieniądze i formę do chleba!
- Czemu pies szczeka?! Tak to już koniec
Lecz jeszcze zabiorę te misy z ołtarza
Nikt nie zobaczy gdy wszystko zniszczone!
Nie zdążę, nie zdążę! Noc w dzień się rozjarza
Biegnę, jak ciężko! Powietrze spalone...
Psa, który ostrzegał, nikt nie spuścił z łańcucha
Zastygł, pysk otwarty, łapy w próg wtopione
Podniosłem oczy i objąłem wzrokiem
Ulice, stragany, stadiony sklepienia
Wtem słyszę szmer
Pada z nieba popiół...
A to się tylko obsunęła ziemia
Pod czyimś szybkim nierozważnym krokiem…
Krajobraz po uczcie
Nie ogryźli kości, nie dopili wina DGDGD
Resztek jedzenia szuka pies pod stołem heA7D
Na dębowym blacie obrana cytryna DGDGD
I suche pestki czereśni dookoła heA7D
Odeszli z damami o zatłuszczonych wargach eA7
Do łożnic szerokich za ciężkie zasłony eA7D
Gdzie biały pudel kraj krynoliny targa GDGD
Przez panią w rumieńcach za fotel rzuconej heA7D
A w stolicy koronacja się zaczyna eA7
I król światowy pokazuje szyk eA7D
Ale z obecnych nie wie jeszcze nikt hGD
Że na tortach dał napis "Wiwat Katarzyna" hGA7D
Ksiąg nie doczytali, nie skończyli pisać
Drukując hymny gorące epistoły
Jakby miały spoić pękniętych ścian rysy
Gryzące pochwały, pochwalne gryzmoły
Odeszli do zajęć sennych długotrwałych
Nad biurka za małe dla królewskich zaleceń
Gdzie świtem pióra skrzypiące się łamały
A świece świeciły, by nic nie oświecić
A w stolicy Sejm kończy obrady
Na rękach niesiony uśmiecha się król
Ambasadorowie nie zmieniają ról
Wiedząc jak blisko od sławy do zdrady
Nie skończyli ostrzyć kos na sztorc stawianych DGDGD
Nie ruszyli zamków i sal pałacowych heA7D
Nie powywieszali wszystkich zdrajców stanu DGDGD
W ziemię pól bitewnych powgniatane głowy heA7D
Odeszli w sukmanach, kurtach i opończach eA7
Po staremu się męczyć nad nie swoja rolą eA7D
Ktoś powiedział - wiedziałem, że to się tak skończy GDGD
Na żer wyszły obce wojskowe patrole heA7D
A król bez królestwa chodził na spacery eA7
Nie ze swojej kasy utrzymując dwór eA7D
I nie wiedział jeszcze niepotrzebny chór hGD
Jakie kiedy i za co zalśnią mu ordery hGA7D
Akt abdykacji:
"Imperatorowa i państwa ościenne
Przywrócą spokojność obywatelom naszym
Przeto z wolnej woli dziś rezygnujemy
Z pretensji do tronu i polskiej korony
Nieszczęśliwie zdarzona w kraju insurekcja
Pogrążyła go w chaos oraz stan zniszczenia
Pieczołowitśc nasza na nic się nie przyda
Świadczymy z całą rzetelnością Naszego Imienia"
Nie ogryźli kości
Nie dopili wina
Resztek jedzenia szuka pies pod stołem
Jałta
DGDAD
Jak nowa rezydencja carów, służba swe obowiązki zna,
Precz wypędzono stąd Tatarów, gdzie na świat wyrok zapaść ma.
Okna już widzą, słyszą ściany, jak kaszle nad cygarem Lew,
Jak skrzypi wózek popychany z kalekim Demokratą w tle.
efis hGDAD
Lecz nikt nie widzi i nie słyszy, co robi Góral w krymską noc,
Gdy gestem w wiernych towarzyszy wpaja swą legendarną moc.
dCdCd
Nie miejcie żalu do Stalina, nie on się za tym wszystkim krył,
Przecież to nie jest jego wina, że Roosevelt w Jałcie nie miał sił.
Gdy się triumwirat wspólnie brał za świata historyczne kształty,
CdCDAD
Wiadomo kto Cezara grał - i tak rozumieć trzeba Jałtę.
W resztce cygara mdłym ogniku pływała Lwa Albionu twarz
Nie rozmawiajmy o Bałtyku, po co w Europie tyle państw;
Polacy, chodzi tylko o to, żeby gdzieś w końcu mogli żyć.
Z tą Polską zawsze są kłopoty, kaleka troszczy się i drży.
Lecz uspokaja ich gospodarz, pożółkły dłonią gładząc wąs,
Mój kraj pomocną dłoń im poda, niech potem rządzą się jak chcą.
Nie miejcie żalu do Churchilla, nie on wszak za tym wszystkim stał,
Wszak po to tylko był triumwirat, by Stalin dostał to co chciał.
Komu zależy na pokoju, ten zawsze cofnie się przed gwałtem,
Wygra ten co się nie boi wojen - i tak rozumieć trzeba Jałtę.
DGDAD
Ściana pałacu słuch napina, gdy do Kaleki mówi Lew,
Ja wierzę w szczerość słów Stalina, dba chyba o radziecką krew.
I potakuje mu Kaleka, niezłomny demokracji stróż,
Stalin to ktoś na miarę wieku, oto mąż stanu, oto wódz!
e fis h GDAD
Bo sojusz wielki to nie zmowa, to przyszłość świata, wolność, ład,
Przy nim i słaby się uchowa i swoją część odbierze... strat!
dCdCd
Nie miejcie żalu do Roosevelta, pomyślcie ile musiał znieść,
Fajka, dym cygar i butelka, Churchill, co miał sojusze gdzieś!
Wszakże radziły trzy imperia, nad granicami, co zatarte,
CdCDAD
W szczegółach zaś już siedział Beria - i tak rozumieć trzeba Jałtę.
Więc delegacje odleciały, ucichł na Krymie carski gród,
Gdy na zachodzie działa grzmiały, transporty ludzi szły na wschód.
Świat wolny święcił potem tryumf, opustoszały nagle fronty,
W kwiatach już prezydenta grób, a tam transporty i transporty.
Czerwony świt się z nocy budzi z woli wyborców odszedł Churchill,
A tam transporty, żywych ludzi, a tam obozy długiej śmierci.
Nie miejcie więc do Trójcy żalu, wyrok historii za nią stał,
Opracowany w każdym calu, każdy z nich chronił, co już miał.
Mógł mylić się, zwiedziony chwilą, nie był Polakiem, ani Bałtem;
Tylko ofiary się nie mylą - i tak rozumieć trzeba Jałtę!
Tylko ofiary się nie mylą - i tak rozumieć trzeba Jałtę!
Tradycja
Spójrzcie na królów naszych poczet - G C G C
Kapłanów durnej tolerancji. G C G C
Twarze jak katalogi zboczeń G D G C
Niesionych z Niemiec, Włoch i Francji! G D G C
W obłokach rozbujałe dusze, G C G C
Ciała lubieżne i ułomne, G C G
Fikcyjne pakty i sojusze, C G C G
Zmarnotrawione sny koronne - D G
Nie czyja inna - lecz ich wina: C G C G
Sojusz Hitlera i Stalina! D G
Spójrzcie na podgolone łby,
Na oczy zalepione miodem,
Wypukłe usta żądne krwi,
Na brzuchy obnoszone przodem,
Na czuby, wąsy, brody, brwi,
Do szabel przyrośnięte pięści -
To dumnej szlachty pyszne dni
Naszemu winne są nieszczęściu!
To za ich grzechy - myśmy czyści -
Gnębią nas teraz komuniści!
Sejmy, sejmiki, wnioski, veto! C F C F
I - nie oddamy praw o włos! C F C F
Ten tłum idący za lawetą, C F C
Nieświadom, co mu niesie los! C F C F
Nie to nie nasi antenaci! C F C F
Nie mamy z nimi nic wspólnego! C F C G
Nie będą nam ułani - braćmi! F C G C
My już - nie dzieci Piłsudskiego! G C
To ich historia temu winna, F C F C
Że nasza będzie całkiem inna: G C E
Zapomnieć wojny i powstania, a d a E
Jedynie słuszny szarpać dzwon a d a G
Narodowego - byle trwania C F C F
W zgodzie na namiestniczy tron. C G C
W zamian - w tej ziemi nam mogiła, F C F
I przodków śpiew, jak echa kielich, C F C G
Że - "Jeszcze Polska wtedy żyła, C F
Gdy za nią ginęli!"... G C
Zbroja
Dałeś mi, Panie zbroję, dawny kuł płatnerz ją, eDeDe
W wielu pogięta bojach, w wielu ochrzczona krwią. DeDe
W wykutej dla giganta, potykam się co krok, Ge6H7
Bo, jak sumienia szantaż, uciska lewy bok. GFisFeH7e
Lecz choć zaginął hełm i miecz DGD
Dla ciała żadna w niej ostoja ae
To przecież w końcu ważna rzecz aH7Ca
Zbroja ... eH7eH7
Magicznych na niej rytów dziś nie odczyta nikt
Ale wykuta z mitów i wieczna jest jak mit
Do ciała mi przywarła, przeszkadza żyć i spać
A tłum się cieszy z karła, co chce giganta grać.
Lecz choć zaginął hełm i miecz
Dla ciała żadna w niej ostoja
To przecież w końcu ważna rzecz
Zbroja...
A taka w niej powaga dawno zaschniętej krwi
Że czuję jak wymaga i każe rosnąć mi
Być może nadaremnie, lecz stanę w niej za stu.
Zdejmij ją, Panie ze mnie jeśli umrę podczas snu
Bo choć zaginął hełm i miecz
Dla ciała żadna w niej ostoja
To przecież życia warta rzecz
Zbroja...
Wrzasnęli hasło "wojna" zbudzili hufce hord, eDeDe
Zgwałcona noc spokojna ogląda pierwszy mord. DeD e
Goreją świeże rany, hańbiona płonie twarz Ge6H7
Lecz nam do obrony dany pamięci pancerz nasz. GfisF eH7e
Więc choć za ciosem pada cios D G D
I wróg posiłki śle w konwojach ae
Nas przed upadkiem chroni wciąż a H7 C a
Zbroja... e H7 e H7
Wywlekli pudła z blachy, natkali kul do luf
I straszą - sami w strachu - strzelają do ciał i słów
Zabrońcie żyć wystrzałem, niech zatryumfuje gwałt!
Nad każdym wzejdzie ciałem pamięci żywej kształt
Choć słońce skrył bojowy gaz
I żołdak pławi się w rozbojach
Wciąż przed upadkiem chroni nas
Zbroja...
Wytresowali świnie, kupili sobie psy
I w pustych słów świątyni, stawiają ołtarz krwi.
Zawodzi przed bałwanem półślepy kapłan-łgarz
I każdym nowym zdaniem hartuje pancerz nasz.
Choć krwią zachłysnął się nasz czas
Choć myśli toną w paranojach
Jak zawsze chronić będzie nas
Zbroja...
Obława I
a C G C
Skulony w jakiejś ciemnej jamie smaczniem sobie spał
F E
I spały młode wilczki dwa, zupełnie ślepe jeszcze
Wtem stary wilk przewodnik, co życie dobrze znał
Łeb podniósł, warknął groźnie, aż mną szarpnęły dreszcze.
a F E a
Poczułem nagle wokół siebie nienawistną woń
F E
Woń, która burzy wszelki spokój, zrywa wszystkie sny
Z daleka ktoś, gdzieś krzyknął krótki rozkaz: „Goń!”
I z czterech stron wypadły na nas cztery gończe psy!
a F/C G C
Obława! Obława! Na młode wilki obława!
F E
Te dzikie, zapalczywe, w gęstym lesie wychowane
a F/C G C
Krąg w śniegu wydeptany, w tym kręgu plama krwawa
F E
Ciała wilcze kłami gończych psów szarpane!
Ten który na mnie rzucił się niewiele szczęścia miał
Bo wypadł prosto mi na kły i krew trysnęła z rany
Gdym teraz ile w łapach sił przed siebie prosto gnał
Ujrzałem małe wilczki dwa na strzępy rozszarpane!
Zginęły ślepe, ufne tak, puszyste kłębki dwa
Bezradne na tym świecie złym nie wiedząc kto je zdławił
I zginie także stary wilk, choć życie dobrze zna
Bo z trzema naraz walczy psami i z ran trzech naraz krwawi!
Obława…
Wypadłem na otwartą przestrzeń pianę z pyska tocząc aCGC
Lecz tutaj też ze wszystkich stron zła mnie otacza woń FE
A myśliwemu, co mnie dojrzał już się śmieją oczy
I ręka pewna niezawodna podnosi w górę broń
Rzucam się w bok i na oślep gnam, aż ziemia spod łap pryska!
aFEa
I wtedy pada pierwszy strzał, co kark mi rozszarpuje FE
Biegnę, słyszę jak on klnie, krew mi płynie z pyska
On strzela po raz drugi, lecz teraz już pudłuje!
a C G C
Obława! Obława! Na młode wilki obława!
F E
Te dzikie, zapalczywe, w gęstym lesie wychowane
a C G C
Krąg w śniegu wydeptany, w tym kręgu plama krwawa
F E
Ciała wilcze kłami gończych psów szarpane!
Wyrwałem się z obławy tej, schowałem w obcy las
Lecz ile szczęścia miałem w tym, to każdy chyba przyzna
Leżałem w śniegu jak nieżywy długi, długi czas
Po strzale zaś na zawsze mi została krwawa blizna
Lecz nie skończyła się obława i nie śpią gończe psy
I giną ciągle wilki młode na całym wielkim świecie
Nie dajcie z siebie zedrzeć skór, brońcie się i wy
O, bracia wilcy brońcie się nim wszyscy wyginiecie!
Obława…
Obława II
Obce lasy przemierzam, serce szarpie mi krtań eaC H7 e
Nie ze strachu - z wściekłości, z rozpaczy. Ce
Ślad po wilczych gromadach mchy pokryły i darń aCa
Niedobitki los cierpią sobaczy. Ca
Z gąszczu żaden kudłaty pysk nie wyjrzy na krok H7 C
W ślepiach obłęd, lęk, chciwość lub zdrada H7 C H7
Na otwartych przestrzeniach dawno znikł wilczy trop a
Wilk wie dobrze czym pachnie zagłada. C H7
Słyszę wciąż i uszom nie wierzę e a
Lecz potwierdza co krok wszystko mi FisH7
Zwierzem jesteś i żyjesz jak zwierzę e a
Lecz nie wilki, nie wilki już wy! C H7 e
Myśli brat, że bezpieczny, skoro schronił się w las
Lecz go ściga nie Bóg - ściga człowiek
Śmigieł świst nad głowami, grad pocisków i wrzask
Co wyrywa źrenice spod powiek
Strzelców twarze pijane w drzew koronach znad luf
Wrzący deszcz wystrzelonych ładunków
To już nie polowanie, nie obława, nie łów
To planowe niszczenie gatunku!
Z rąk w mundurach, z helikopterów
Maszynowa broń wbija we łby
Czarne kule i wrzask oficerów
Wy nie wilki, nie wilki już wy!
Kto nie popadł w szaleństwo, kto nie poszedł postrzał eaCH7 e
Jeszcze biegnie klucząc po norach Ce
Lecz już nie ma kryjówek, które miał, które znał aCa
Wszędzie wściekła wywęszy go sfora Ca
I pomyśleć, że kiedyś j ą traktował jak łup H7 C
Który niewart wilczych był kłów H7 CH7
Dziś krewniaka swym panom zawloką do stóp a
Lub rozszarpią na rozkaz bez słów. C H7
Bo kto biegnie - zginie dziś w biegu e a
A kto stanął - padnie gdzie stał FisH7
Krwią w panice piszemy na śniegu e a
My nie wilki, my mięso na strzał! CH7 e
Ten skowycze trafiony, tamten skomli na wznak
Cóż ja sam nic tu zrobić nie mogę
Niech się zdarzy co musi się zdarzyć i tak
Kiedy pocisk zabiegnie mi drogę
Starą ranę na karku rozszarpuje do krwi
Ale póki wilk krwawi - wilk żyw
Więc to jeszcze nie śmierć - śmierć ostrzejsze ma kły
Nie mój tryumf, lecz zwycięstwo - nie ich!
Na nic skowyt we wrzawie i skarga
Póki w żyłach starczy mi krwi
Pierwszy bratu skoczę do gardła
Gdy zawyje - Nie wilki już my!
Potrzask (Obława III)
Obławy już przeżyłem dwie, dziękuje dosyć aD° a
Zjeżona sierść, zbłąkany wzrok, zmętniała myśl D°
Wciąż czuję obce wonie, obce słyszę głosy
I innym wilkom nie dowierzam nie od dziś a
Lecz jakże trudno jest polować samotnikom D0 a
Z łownego zwierza oczyszczona cały las, D° a
Poczułem łup do ziemi głodny pysk przytykam. D0
Wtem straszny ból i stokroć gorszy trzask. E a
Strzeżcie się wilki, strzeżcie się przynęty a
Strzeżcie się wilki, strzeżcie ludzkiej łaski
Zastawił na was wróg zawzięty potrzaski. FEa
Już moja prawa łapa tkwi w żelaznych szczękach
I nie wyrwę choćbym wszystkich użył sił
A królik w pętli moja zguba i przynęta
Czerwone oczy przerażone we mnie wbił
Ale i jemu śmierć pisana, on nie winien
Ten co zastawił wnyki to dopiero wróg
To z jego mamie zginę rąk Jak zwierze ginie,
Dostanę pałką w łeb nim warknąć będę mógł.
Strzeżcie się wilki, strzeżcie się przynęty
Strzeżcie się wilki, strzeżcie ludzkiej łaski
Zastawił na was wróg zawzięty potrzaski.
Żałosny koniec, śmierć haniebna nie dla wilka a D0 a
Niech królik mdleje w pętli czeka na swój los D°
Moja pieśń życia jeszcze dla mnie nie zamilkła
Nie jedna przestrzeń jeszcze mój usłyszy głos a
Na własnej łapie szczęk zaciskam straszny uchwyt D° a
Ona nie moja już, w niewoli musi zgnić D° a
Już pęka kość i własnej krwi mam pełne żuchwy D°
Jednym szarpnięciem się uwalniam żeby żyć. E a
Strzeżcie się wilki, strzeżcie się przynęty a
Strzeżcie się wilki, strzeżcie ludzkiej łaski
Zastawił na was wróg zawzięty potrzaski. FEa
Słuchajcie głosu trójłapego choć z daleka
Krew szybko wsiąka w ziemię , strach zabija czas
Słuchajcie bracia, mówi do was wilk kaleka
Trzeba odrzucić to co w nas zniewala nas
I po dziś dzień naganiacz, strzelec czy kłusownik
Przyzwyczajony do czytania tropów map
Przez zęby mówi: Oto jest wilk wolny
Gdy na śniegu ujrzy ślady trojga łap
Strzeżcie się wilki, strzeżcie się przynęty
Strzeżcie się wilki, strzeżcie ludzkiej łaski
Zastawił na was wróg zawzięty potrzaski.
Obława IV
Oto i ja, w posoce skrzepłej osaczony, eGe
Ja - wilk trójłapy wśród sfory płatnych łapsów eGe
Stoję i warczę, kaleki i bezbronny, Ge
Szczuty jak pies od niepamiętnych czasów. Ge
Uciekać dalej nie będę już i nie chcę, aCa
Więc pysk w pysk staję z myśliwym i nagonką. Ca
Mdławy niewoli zapach nozdrza łechce Ca
I nagła cisza unosi się nad łąką. FH
Myśliwy jeszcze ma broń i trzyma smycze, ea
Lecz las jest nasz i łąki są nasze! CHe
Wilk wolny wyje, na smyczy pies - skowycze ea
I bać się musi i swoich braci straszyć. CHe
Popatrzcie na mnie, gończe psy zziajane,
Bite za próżną pogoń za swym bratem -
Stoję przed wami, po stokroć zabijany
Z blizną na karku, z odgryzioną łapą.
Nie ufam wam, ale i nie chcę zaufania,
Swoje za sobą mam i macie wy za swoje.
Byłem ścigany, byliście oszukani
A oszukanych sfor -ja się nie boję.
Myśliwy jeszcze ma broń i trzyma smycze,
Lecz las jest nasz i łąki są nasze!
Wilk wolny wyje, na smyczy pies - skowycze
I bać się musi i swoich braci straszyć.
Encore, jeszcze raz
Mam wszystko, czego może chcieć uczciwy człowiek aFa
Światopogląd, wykształcenie, młodość, zdrowie adC
Rodzinę, która kocha mnie, dwie, trzy kobiety dEa
Gitarę, psa i oficerskie epolety EFE
To wszystko miało cel i otom jest u celu aFa
Na straży pól bezkresnych strażnik (jeden z wielu) adC
Przy lampie leżę, drzwi zamknięte, płomień drga dEa
A ja przez szpadę uczę skakać swego psa EFE
Na drzwi się nie oglądaj, nasienie sobacze d a
Gdzie w śniegach nocny wilka trop i zaspy po pas EE7aA7
Skacz jak ci każę, będę patrzył jak skaczesz | d a
Encore, encore jeszcze raz | x2 E a
Za oknem posterunku nic nie dzieje się
Czego bym umiał dopilnować, albo nie
Dali tu stertę starych futer i człowieka
Ażeby był i niewiadomo na co czekał
Więc przypuszczenia snuję, liczę sęki w ścianach
Czasem przekłuję końcem szpady karakana
W oku mam błysk! (Od knota co się w lampie żarzy)
Czerwony odcisk na podpartej ręką twarzy
Na drzwi się nie oglądaj, nasienie sobacze
Gdzie w śniegach nocny wilka trop i zaspy po pas
Skacz jak ci każę, będę patrzył jak skaczesz |
Encore, encore jeszcze raz | x2
Tak, jest gdzieś świat, obce języki, lecz nie tu aFa
Tu z ust dobywam głos, by rzucić rozkaz psu adC
Są konstelacje gwiazd i nieprzebyte drogi dE a
Ja krokiem izbę mierzę, gdy zdrętwieją nogi EFE
I wtedy szczeka pies na ostróg moich brzęk aFa
Ze ściany rezonuje mu gitary dźwięk adC
Ze wspomnień pieśni, które znam, tka wątek wróżb dEa
Jak gdybym swoje życie przeżył już EFE
Na drzwi się nie oglądaj, nasienie sobacze da
Gdzie w śniegach nocny wilka trop i zaspy po pas EE7aA7
Skacz jak ci każę, będę patrzył jak skaczesz | d a
Encore, encore jeszcze raz | x2 E a
Więc jem i śpię, pies śledzi wszystkie moje ruchy
Gdy piję, powiem czasem coś, on wtedy słucha
I widzę w oknie, zamiast zimy, lampę, psa
I oficera, który pije tak jak ja
Nic nie ma za tą ścianą z wielkich czarnych belek
Nad stropem nazbyt niskim, by skorzystać z szelek
Nic we mnie, prócz do świata żalu dziecięcego
Tu nikt nie widzi, więc się wstydzić nie ma czego
Oczami za mną nie wódź, nasienie sobacze
Gdy piję w towarzystwie alkoholowych zmor
I nie liż mnie po rękach, gdy biję cię - i płaczę
Jeszcze raz! Jeszcze raz! Encore!
Mury
On natchniony i młody był, eH7e
Ich nie policzyłby nikt. H7
On im dodawał pieśnią sił, CH7 eC
Śpiewał, że blisko już świt. CH7e
Świec tysiące palili mu,
Znad głów podnosił się dym
Śpiewał, że czas by runął mur
Oni śpiewali wraz z nim
Wyrwij murom zęby krat eH7e
Zerwij kajdany, połam bat eH7e
A mury runą, runą, runą eae
I pogrzebią stary świat. H7e
Wkrótce na pamięć znali pieśń
I sama melodia bez słów
Niosła ze sobą starą teść,
Dreszcze na wskroś serc i dusz
Śpiewali więc klaskali w rytm,
Jak wystrzał poklask ich brzmiał
I ciążył łańcuch zwlekał świt
On wciąż śpiewał i grał.
Wyrwij murom…
Aż zobaczyli ilu ich,
Poczuli siłę i czas
I z pieśnią, że już blisko świt
Szli ulicami miast
Zwalali pomniki i rwali bruk –
„Ten z nami, ten przeciw nam
Kto sam ten nasz najgorszy wróg!”
A śpiewak także był sam.
Patrzył na równy tłumów marsz
Milczał wsłuchany w kroków huk
A mury rosły, rosły rosły
Łańcuch kołysał się u nóg.
Epitafium dla Włodzimierza Wysockiego
To moja droga z piekła do piekła e
W dół na złamanie karku gnam !
Nikt mnie nie trzyma, nikt nie prześwietla
Nie zrywa mostów, nie stawia bram !
Po grani ! po grani ! a e
Nad przepaścią bez łańcuchów, bez wahania ! aCG
Tu na trzeźwo diabli wezmą a e
Zdradzi mnie rozsądek - drań H7C
W wilczy dół wspomnienia zmienią C
Ostrą grań ! aCH7
Po grani ! Po grani ! Po grani ! a e
Tu mi drogi nie zastąpią pokonani ! aCG
Tylko łapią mnie za nogi, ae
Krzyczą - nie idź ! Krzyczą - stań ! H7C
Ci, co w pół stanęli drogi C
I zębami, pazurami kruszą grań ! aCH7e
To moja droga z piekła do piekła
W przepaść na łeb, na szyję skok !
Boskiej Komedii nowy przekład
I w pierwszy krąg mój pierwszy krok !
Tu do mnie ! Tu do mnie !
Ruda chwyta mnie dziewczyna swymi dłońmi
I do końskiej grzywy wiąże
Szarpie grzywę - rumak rży !
Ona - co ci jest mój książe?
Szepce mi...
Do piekła ! Do piekła ! Do piekła !
Nie mam czasu na przejażdżki wiedźmo wściekła !
- Nie wiesz ty co cię tam czeka -
Mówi sine tocząc łzy
- Piekło też jest dla człowieka !
Nie strasz, nie kuś i odchodząc zabierz sny !
To moja droga z piekła do piekła e
Wokół postaci bladych tłok
Koń mnie nad nimi unosi z lekka
I w drugi krąg kieruje krok !
Zesłani ! Zesłani ! ae
Naznaczeni, potępieni i sprzedani ! aCG
Co robicie w piekła sztolniach ae
Brodząc w błocie, depcąc lód ! H7C
Czy śmierć daje ludzi wolnych C
Znów pod knut ? aCH7
- To nie tak ! To nie tak ! To nie tak ! ae
Nie użalaj się nad nami - tyś poeta ! aCG
Myśmy raju znieść nie mogli ae
Tu nasz żywioł, tu nasz dom ! H7C
Tu nie wejdą ludzie podli C
Tutaj żaden nas nie zdziesiątkuje grom ! a C H7 e
Pani bagien mokradeł i śnieżnych pól, eE7a
Rozpal w łaźni kamienie na biel ! H7 e
Z ciał rozgrzanych niech się wytopi ból e a
Tatuaże weźmiemy na cel ! H7 e
Bo na sercu, po lewej, tam Stalin drży,
Pot zalewa mu oczy i wąs !
Jego profil specjalnie tam kłuli my
Żeby słyszał jak serca się rwą !
To moja droga z piekła do piekła e
Lampy naftowe wabią wzrok
Podmiejska chata, mała izdebka
I w trzeci krąg kieruję krok:
- Wchodź śmiało ! Wchodź śmiało ! a e
Nie wiem jak ci trafić tutaj się udało ! aCG
Ot jak raz samowar kipi, pij herbatę a e
Synu, pij ! H7C
Samogonu z nami wypij ! C
Zdrowy żyj ! aCH7
Nam znośnie ! Nam znośnie ! ae
Tak żyjemy niewidocznie i bezgłośnie ! aCG
Pożyjemy i pomrzemy ae
Nie usłyszy o nas świat H7C
A po śmierci wypijemy C
Za przeżytych w dobrej wierze parę lat ! aCH7e
To moja droga z piekła do piekła
Miasto a w mieście przy bloku blok
Wciągam powietrze i chwiejny z lekka
Już w czwarty krąg kieruję krok !
Do cyrku ! Do cyrku ! Do kina !
Telewizor włączyć - bajka się zaczyna !
Mama w sklepie, tata w barze
Syn z pepeszy tnie aż gra !
Na pionierskiej chuście marzeń
Gwiazdę ma !
Na mecze ! Na mecze ! Na wiece !
Swoje znać, nie rzucać w oczy się bezpiece !
Sąsiad - owszem, wypić można
Lecz to sąsiad, brat - to brat
Jak świat światem do ostrożnych
Zwykł należeć i uśmiechać się ten świat !
To moja droga z piekła do piekła e
Na scenie Hamlet, skłuty bok
Z którego właśnie krew wyciekła -
To w piąty krok kolejny krok !
O matko ! O matko ! a e
Jakże mogłaś jemu sprzedać się tak łatwo ! aCG
Wszak on męża twego zabił a e
Zgładzi mnie, splugawi tron H7C
Zniszczy Danię, lud ograbi C
Bijcie w dzwon ! aCH7
Na trwogę ! Na trwogę ! Na trwogę ! ae
Nie wybieraj między żądzą swą a Bogiem ! aCG
Póki czas naprawić błędy ae
Matko, nie rób tego - stój ! H7C
Cenzor z dziewiątego rzędu: C
- Nie, w tej formie to nie może wcale pójść ! aCH7e
To moja droga z piekła do piekła
Piwo i wódka, koniak, grog,
Najlepszych z nas ostatnia Mekka
I w szósty krąg kolejny krok !
Na górze ! Na górze ! Na górze !
Chciałoby się żyć najpełniej i najdłużej !
O to warto się postarać !
To jest nałóg, zrozum to !
Tam się żyje jak za cara !
I ot co !
Na dole, na dole, na dole
Szklanka wódki i razowy chleb na stole !
I my wszyscy, tam - i tutaj
Tłum rozdartych dusz na pół,
Po huśtawce mdłość i smutek
Choćbyś nawet co dzień walił głową w stół !
To moja droga z piekła do piekła e
Z wolna zapada nade mną mrok
Więc biesów szpaler szlak mi oświetla
Bo w siódmy krąg kieruję krok !
Tam milczą i siedzą ae
I na moją twarz nie spojrzą - wszystko wiedzą aCG
Siedzą, ale nie gadają ae
Mętny wzrok spod powiek lśni H7C
Żują coś bo im wypadły C
Dawno kły ! aCH7
Więc stoję ! Więc stoję! Więc stoję ! a e
A przed nimi leży w teczce życie moje ! aCG
Nie czytają, nie pytają a e
Milczą, siedzą, kaszle ktoś H7C
A za oknem werble grają C
Znów parada, święto albo jeszcze coś... aCH7 e
I pojąłem co chcą za mną zrobić tu e E7 a
I za gardło porywa mnie strach ! H7 e
Koń mój zniknął a wy siedmiu kręgów tłum e a
Macie w oczach i w uszach piach ! H7 e
Po mnie nikt nie wyciągnie okrutnych rąk
Mnie nie będą katować i strzyc !
Dla mnie mają tu jeszcze ósmy krąg !
Ósmy krąg w którym nie ma już nic.
Pamiętajcie wy o mnie co sił ! Co sił ! e E7 a
Choć przemknąłem przed wami jak cień ! H7 e
Palcie w łaźni aż kamień się zmieni w pył - e a
Przecież wrócę, gdy zacznie się dzień ! H7 e
Nasza klasa
Co się stało z naszą klasą? D
Pyta Adam w Tel - Avivie, A
Ciężko sprostać takim czasom, d
Ciężko w ogóle żyć uczciwie - A
Co się stało z naszą klasą? F
Wojtek w Szwecji, w porno-klubie C
Pisze - dobrze mi tu płacą d
Za to, co i tak wszak lubię. A(dDAd)
Kaśka z Piotrkiem są w Kanadzie,
Bo tam mają perspektywy,
Staszek w Stanach sobie radzi,
Paweł do Paryża przywykł,
Gośka z Przemkiem ledwie przędą,
W maju będzie trzeci bachor,
Próżno skarżą się urzędom,
Że też chcieliby na Zachód.
Za to Magda jest w Madrycie
I wychodzi za Hiszpana,
Maciek w grudniu stracił życie,
Gdy chodzili po mieszkaniach,
Janusz - ten, co zawiść budził,
Że go każda fala niesie,
Jest chirurgiem, leczy ludzi,
Ale brat mu się powiesił.
Marek siedzi za odmowę,
Bo nie strzelał do Michała.
A ja piszę ich historię
I to już jest klasa cała.
Jeszcze Filip, fizyk w Moskwie -
Dziś nagrody różne zbiera,
Jeździ, kiedy chce do Polski,
Był przyjęty przez premiera.
Odnalazłem klasę całą - d
Na wygnaniu, w kraju, w grobie, A
Ale coś się pozmieniało, d
Każdy sobie żywot skrobie - A
Odnalazłem całą klasę F
Wyrośniętą i dojrzałą, C
Rozdrapałem młodość naszą, d
Lecz za bardzo nie bolało. A(dDAd)
Już nie chłopcy, lecz mężczyźni,
Już kobiety - nie dziewczyny,
Młodość szybko się zabliźni,
Nie ma w tym niczyjej winy;
Wszyscy są odpowiedzialni,
Wszyscy mają w życiu cele,
Wszyscy w miarę są normalni -
Ale przecież to niewiele...
Nie wiem sam, co mi się marzy,
Jaka z gwiazd nade mną świeci,
Gdy wśród tych - nieobcych - twarzy
Szukam ciągle twarzy dzieci,
Czemu wciąż przez ramię zerkam,
Choć nie woła nikt - kolego! -
Że ktoś ze mną zagra w berka,
Lub przynajmniej w chowanego.
Własne pędy, własne liście,
Zapuszczamy - każdy sobie
I korzenie oczywiście
Na wygnaniu w kraju, w grobie,
W dół, na boki, wzwyż ku słońcu,
Na stracenie, w prawo - w lewo...
Kto pamięta, że to w końcu
Jedno i - to samo drzewo...
Nasza klasa '92
Osiągnęliśmy dojrzałość d
Zajmujemy stanowiska. A4 A
Co się zżarło i wychlało - d
Na zmęczonych puchnie pyskach. A4 A
- Cośmy pozapominali - F
Zostawiło w oczach pustkę; g6
Żar zwycięstwa nas wypalił d
Jak karabinową łuskę, x2 A4 A (d g A d)
Rysiek wreszcie umył ręce
Dotąd czarne po drukami,
Procesuje się zawzięcie
O nagłówek "Solidarni".
Julek grać nie umiał w piłkę,
Zwali go - "pryszczata menda",
Taktyki ujawnił żyłkę
W otoczeniu Prezydenta.
Kopnął źle, wszedł do rezerwy,
Ale nawet z ławki - kopie,
Nie zawiodą Julka nerwy
w Zjednoczonej Europie...
Ela żyje nawet nieźle,
Co rok jeździ do Nepalu,
Przekazuje, co przywiezie,
Przetrwa z tego, co odpalą.
Lena wyszła nieszczęśliwie
Za bezwzględne beztalencie
Co się dziesięć lat nią żywi:
Lena urok ma i wzięcie...
Zdzich uczciwie robi pieniądz,
Więc nerwicę ma i wrzody
Ale mu zazdrości Henio,
Niezadbany, zły i głodny...
Za wzór zawsze robił Henio d
Odrzucania trefnych ofert: A4 A
Znał Pascala i Montaigne'a, d
Etyki był filozofem. A4 A
Z tej zazdrości i z tej złości F
Znów dziś robi za wyrocznię, g6
Etykę mu cel uprościł d
Zniszczy Zdzicha zanim spocznie. A4 A (d g A7 d)
W sumie przeszłościowy rocznik
W wiek dwudziesty pierwszy wchodzi:
Dzieci Marca, Grudnia, Stoczni,
Chrzestni bólów przy porodzie;
Kajam się za wstyd i gorycz,
Za niewyważenie racji;
Więc ze skruchą i pokorą,
Uzupełniam obserwacje:
Ulka z Jurkiem gdzieś ugrzęźli
Na wsi krytej eternitem,
Pewnie się nie odnaleźli
W Trzeciej Rzeczypospolitej.
Zbyszek, Romek, Anka, Paweł
Są tak prawi, że aż łyso
I czym żyją, nie wiem nawet,
Więc i nie ma o czym pisać...
Pan Kmicic
e a
Wilcze zęby, oczy siwe,
H7 e
Groźnie garść obuszkiem furczy
e a
Gniew w zawody z wichru zrywem,
H7 e
Dzika radość - lot jaskółczy
E7 a
Czyn to czyn - zapadła klamka,
Fis7 H7
Puścić kura po zaściankach!
e a
Hej, kto szlachta ten z Kmicicem
e H7
Hajda na Wołmontowicze! /x2
Przodkom kule między oczy,
Krótką rozkosz dać sikorkom
Po łbie, kto się napatoczy,
Kijów sto – chudopachołkom.
Potem picie do obłędu,
Studnia, śnieg – my z tobą, Jędruś!
Hej, kto szlachta ten z Kmicicem
Hajda na Wołmontowicze! /x2
Zdrada, krzyż, na krzyż przysięga,
Tak krucyfiks cyrografem
I oddala się Oleńka,
Żądze się wychłoszcze batem!
Za to swoich siec, czy obcych,
Jedna praca – za mną chłopcy!
Hej, kto szlachta ten z Kmicicem
Hajda na Wołmontowicze! /x2
Wreszcie lek na duszy blizny ea
Polska suknem Radziwiłła. H7e
Wróg prywatny – wróg Ojczyzny, ea
Niespodzianka jakże miła! H7e
Los, sumienie, panny stratę, E7a
Wynagrodzi spór z magnatem! Fis7H7
Hej, kto szlachta ten z Kmicicem ea
Hajda na Wołmontowicze! /x2 eH7
Jasna Góra, czas pokuty.
Trup! Trup! – Kmicic strzela z łuku
Klasztor płaszczem nieb zasnuty,
W szwedzkich armat strasznym huku
Jędrek się granatem bawi
Ksiądz Kordecki – błogosławi!
Hej, kto szlachta ten z Kmicicem
Hajda na Wołmontowicze! /x2
Jest nagroda za cierpienie
Kto się śmieli ten korzysta
Dawnych grzechów odpuszczenie
Król Jędrkowi skronie ściska:
Masz Tatarów w drogę ruszaj
Raduj Boga – rzezią w Prusach!
Hej, kto szlachta ten z Kmicicem
Hajda na Wołmontowicze! /x2
Krzyż, Ojczyzna, Bóg, prywata
Warchoł w oczach zmienia skórę
Wierny jest jak topór kata
I podobną ma naturę
Więc za słuszną sprawność ręki
Będzie ręka i Oleńki
Łaska króla, dworek, dzieci
Szlachcic, co przykładem świeci!
Hej, kto szlachta ten z Kmicicem
Hajda na Wołmontowicze! /x2
Bajka o Głupim Jasiu
Ojców dom pożegnał Głupi Jasio a
Szukać Wody Życia rad nie rad. d
Stopy ścisnął swym niedobrym braciom, E
Którzy siłą go wysłali w świat. aEa
Schedę jego wezmą i zmarnują - GC
Nic powiedzieć nie mógł, choćby chciał, Ad
Więc wyruszył w drogę pogwizdując - HE
Starczy mu, że mowę zwierząt znał. /*2 F(E7)E (a)
Głupi Jasiu, Głupi Jasiu - d
Śmiał się w lesie szczebiot ptasi a
- Prawda to, że ci rozumu brak! EaA
Woda Życia nie istnieje d
A w obczyźnie nam zmarniejesz! a
- Ale on przed siebie szedł i tak. /*2 H7 (E7) E (a)
Szedł za słonkiem tam, gdzie zachodziło,
Pod stopami chrzęścił złoty żwir.
Ale złoto Jasia nie olśniło,
Wsłuchał się w wieczorny ptaków ćwir.
- Idź - ćwierkały - Jasiu do stolicy,
Gdzie umiera Król na łożu z piór.
Uzdrów go wywarem z ziarn pszenicy,
On ci władzę da i jedną z cór.
Głupi Jasiu, Głupi Jasiu -
Wabił w lesie szczebiot ptasi -
Wszak bogactwo lepsze jest od bied!
Nie istnieje Woda Życia,
Więc przynajmniej miej coś z życia!
- Ale on przed siebie ciągle szedł.
Nie chciał władzy Jasio, bo był głupi
I nie myślał o najsłodszym z ciał,
Bo by się miłością, władzą upił,
A on Wodę Życia znaleźć miał.
Zawędrował w usypiska dzikie,
Gdzie się węże wiły mu u nóg.
Uciekłby - kto mądry - przed ich sykiem, HE
Ale Jasio syk zrozumieć mógł: F(E7)E (a)
Głupi Jasiu, Głupi Jasiu, d
Jeśliś nas się nie przestraszył - a
Idź przed siebie ścieżką na sam szczyt; EaA
Lecz nie zważaj na uroki, d
Nie oglądaj się na boki, a
Bo cię wtedy nie ocali nikt. H7(E7)E(a)
Pnie się w górę ścieżką kamienistą a
Wśród upiorów, widm, bezgłowych ciał, d
Ale nie przeraża go to wszystko E
Bo nie takie bajki z domu znał. aEa
Widzi już na szczycie jak ze źródła GC
Woda Życia tryska srebrną mgłą - Ad
A przy źródle jeden z braci mruga: HE
- Popatrz Jasiu w dół, tam jest twój dom! F(E7)E(a)
Głupi Jasiu Głupi Jasiu, d
Coś na złudę się połasił - a
Raz spojrzałeś w dół, jedyny raz: EaA
Na nic trudy, droga krwawa, d
Zniknął dom i brata zjawa a
I zmieniłeś się pod szczytem w głaz H7(E7)E(a).
Wraca teraz Głupi Jaś z kamienia,
Pełznie drogą rok po roku - cal,
Lecz przeminą całe pokolenia
Nim pokonać zdoła złotą dal.
A, gdy dotrze już do domu kamień,
Dzieciom ktoś opowie o nim baśń
I pojawi się przy starej bramie
Ożywiony baśnią Głupi Jaś.
Głupi Jasiu, Głupi Jasiu, d
Rozumiałeś mowę ptasią, a
Ale więcej już rozumiesz dziś: EaA
W baśniach śpią prawdziwe dzieje; d
Woda Życia nie istnieje, C
Ale zawsze warto po nią iść H(E)E(a)
Poczekalnia
Siedzieliśmy w poczekalni, bo na zewnątrz deszcz i ziąb d A d
Do pociągu sporo czasu jeszcze było C A
Można zatem wypić kawę, albo wrzucić coś na ząb d A d
Bo nikt nie wie kiedy człek znów napcha ryło C A
Wtem słyszymy kół stukoty i lokomotywy świst d C
Więc rzucamy się do wyjścia na perony B A
Ale w miejscu nas zatrzymał megafonów zgrzyt i pisk d C B A
"To nie wasz pociąg" - ogłosiły megafony B A
Uwierzyliśmy megafonom d A d
Uprzejmie wszak ostrzegły nas d A d
Po co stać w deszczu na peronie d C F A
Kiedy przed nami jeszcze czas d C d
Żarcie szybko się skończyło, nuda zagroziła nam
Zaczęliśmy drzemać, marzyć i flirtować
Ktoś przygrywał na gitarze, zanucili tu i tam
Zaciążyły nam do tyłu nasze głowy
Wtem słyszymy kół stukoty i lokomotywy świst
Więc ospale podnosimy się z foteli
Ale w miejscu nas zatrzymał megafonów zgrzyt i pisk
"To nie wasz pociąg" - przez megafon powiedzieli
Uwierzyliśmy megafonom
Pomarzyć w cieple dobra rzecz
Po co stać w deszczu na peronie
Zamiast w fotelu miękkim lec
Po marzeniach przyszła kolej na dziewczyny oraz łyk
Co pozwolił nam zapomnieć o czekaniu
Gdy tymczasem za oknami n-ty już się puszył świt
I poczuliśmy się trochę oszukani
Więc gdy znowu kół stukoty usłyszeliśmy i świst
W garść się wzięliśmy i dalej na perony
Ale w miejscu nas zatrzymał już znajomy zgrzyt i pisk
"To nie wasz pociąg" - ogłosiły megafony
Uwierzyliśmy megafonom
W końcu nie było nam tak źle
Po co stać w deszczu na peronie
Gdzie z wszystkich stron wichura dmie
Uderzyło w nas jak gromem spojrzeliśmy wreszcie w krąg
Chociaż wiele, wiele świtów przeminęło
I patrzmy w starcze oczy powstrzymując drżenie rąk
Zadziwieni gdzie się życie nam podziało
Wybiegamy na perony lecz na torach leży rdza
Semafory hen pod lasem opuszczone
Żaden pociąg nie zabierze już z tej poczekalni nas
Milczą teraz niepotrzebne megafony
I gorzko się zapatrzyliśmy
W zabrane nam dalekie strony
I w duszach swych przeklinaliśmy
Tę łatwą wiarę w megafony
Mufka
Prześliczna dzieweczka na spacer raz szła, A
Gdy noc ją złapała wietrzysta i zła. E A
Być może przestraszyłby ziąb i mrok ją,
Lecz miała wszak mufkę prześliczną swą. E A
Nie ruszaj, to moje, weź precz łapy swoje, A
Popsujesz ja, boję się o mufkę swą. E A
Więc szła w dół ulicy przez zamieć i mrok,
Gdy jakiś młodzieniec z nią zrównał swój krok.
Na widok jej uśmiech rozjaśnił mu twarz -
Ach, panno, prześliczną wszak mufkę ty masz.
Wiem dobrze, że mam mufkę śliczną jak sen,
Co chłopców spojrzenia przyciąga co dzień.
Różowym jedwabiem podszyta pod spodem,
A z wierzchu futerko, co chroni przed chłodem.
Lecz mufka jest moja i nic do niej ci,
Bo mama kazała jej strzec dobrze mi.
Więc idź w swoją drogę i zostaw mnie już,
Bo nie dam ci mufki i za tysiąc róż.
Lecz noc była zimna i pannie, co szła,
Zachciało się winka kubeczek lub dwa.
Po winku zbyt mocnym zagościł sen w niej,
A chłopcy z jej mufką igrali, że hej.
Zbudziwszy się w płacz uderzyła i jęk:
Zepsuli mi mufkę i szew na niej pękł,
Otarli futerko i jedwab na fest
I na nic ma mufka zapewne już jest!
Więc, młode dziewczęta, strzec trzeba się wam,
Tych chłopców, co z wami chcą być sam na sam.
Przeminą, raz, dwa, wina szum, słodkie słówka,
A w darze zostanie wam dziurawa mufka.
Rozbite oddziały
Po klęsce - nie pierwszej, podnosząc przyłbicę Fis h Fis h H7
Przechodzą, jak we śnie, ostatnie granice e h Fis h
Przez cło przemycają swój okrzyk bojowy Fis h Fis h H7
I kulę ostatnią, co w ustach się schowa e h Fis h
Przy stołach współczucia nurzają się w winie e D A D
I obcym śpiewają o tej, co nie zginie e h Fis h
Przy stołach współczucia nurzają się w winie e D A D
I obcym śpiewają o tej, co nie zginie e h Fis h
Swą krew ocaloną oddają za darmo Fis h Fis h H7
Każdemu, kto zechce połączyć ich z armią e h Fis h
Farbują mundury, wędrują przez kraje Fis h Fis h H7
I czasem strzelają do siebie nawzajem e h Fis h
Pod każdym sztandarem - byle nie białym e D A D
Szukają zwycięstwa – rozbite oddziały e h Fis h
Pod każdym sztandarem - byle nie białym e D A D
Szukają zwycięstwa – rozbite oddziały e h Fis h
Przychodzą po zmierzchu do kobiet im obcych Fis h Fis h H7
A tam, kędy przejdą – urodzą się chłopcy e h Fis h
Gdy wrócą, przygnani kolejną zawieją Fis h Fis h H7
Zobaczą, że synów swych nie rozumieją e h Fis h
Spisują więc dla nich noc w noc pamiętniki e D A D
Nieprzetłumaczalne na obce języki e h Fis h
I cierpią, gdy śmieje się z nich świat zwycięski e D A D
Niepomni, że mądry nie śmieje się z klęski e h Fis h
I cierpią, gdy śmieje się z nich świat zwycięski e D A D
Niepomni, że mądry nie śmieje się z klęski e h Fis h
Imperatyw
Będziemy szli nieprzerwanie e9 C7+
W ulewie, skwarze, huraganie a7 G H7
Przez chwiejne mosty, grząskie bagna G C G
Chaszcze pustynie i mokradła a7 G H7
Będziemy szli przez zamiecie e9 C7+
Przez grudnie, marce, czerwce, sierpnie a7 G H7
Upalne lata, mroźne zimy C7+ e9
Będziemy szli - nie zawrócimy a7 H7
Z wiarą w następny zakręt drogi C G H7
Co znów okaże się nie ten G C D
W tajne przymierze z Panem Bogiem G a7 H7
W naszego trudu jakiś sens e9 C7+
Będziemy szli bez wytchnienia
Upadający ze zmęczenia
Bez gromkich fanfar i okrzyków
Bez pozy dumnych wojowników
Będziemy szli - wbrew logice
Powolnym marszem całe życie
Będziemy mówić, że już dosyć
I dalej, dalej, dalej kroczyć…
|