"boski piec", rozniecając potężny ogień - żeby wrzucić do środka obu
bohaterów wypucowanych i wystrojonych z okazji całego przedsięw-
zięcia. Wśród ognia i dymu boskie ofiary zniknęły na firmamencie.
Etnograf Karl Kohlenberg [4] widzi w tej legendzie "typowy przy-
kład, jak w mitycznych opowieściach miesza się często skutek i przy-
czynę". Kohlenberg uważa poza tym, że opis ten mógłby równie dobrze
przedstawiać countdown przed startem rakiety kosmicznej.
Dopiero tak nowoczesne podejście do problemu pozwala zrozumieć
legendę: Najpierw bogowie poczuwali się do winy za zniknięcie słońca,
do czego przyczynił się zapewne wybuch Planety X bądź jakiejś dużej
planetoidy. Potem uradzili, jak naprawić nieszczęście. Być może
rozważali, czy odłam ciała niebieskiego da się rozdrobnić lub przesunąć
na inną orbitę - byli jednak wyraźnie przytłoczeni ciążącymi na nich
ewentualnymi skutkami takiej ingerencji i wybrali na ofiarę dwóch
kolegów. Dwuosobowa załoga przygotowywała się przez dwa dni,
a tymczasem pozostała część zespołu doprowadzała "boski piec" do
gotowości startowej. Potem ochotnicy pojawili się w kosztownych
ubraniach (skafandrach kosmicznych) i rzucili się do wnętrza "boskiego
pieca". Wśród dymu i ognia "piec" zniknął w otchłaniach Kosmosu.
Według azteckiej legendy szaleńczo odważni bogowie-astronauci
mieli kłopoty z wypełnieniem zadania. Pojawiły się trudności. W dzien-
niku pokładowym zanotowano, że strzała obcego gwiezdnego boga
"trafiła w czoło" jednego ze śmiałków, który runął w dziewięciokrotny
prąd, w morze Zachodu". Bogom w centrum startowym nie pozostało
nic innego, jak zaoferować siebie samych, bo tylko ich krew mogła na
powrót obdarzyć słońce siłą i życiem.
Fakty z najdalszej przeszłości opisane w mitach doprowadziły
Azteków do składania straszliwych ofiar z ludzi.
Przed podbojem Tenochtitlan Cortes utrzymującyjeszcze przyjaciels-
kie stosunki z władcą Azteków, Montezumą, poprosił go o pozwolenie
wejścia do największej świątyni znajdującej się w centrum miasta. Cortes
był wstrząśnięty. Ściany świątyni były pokryte zakrzepłą ludzką krwią,
najednym z kamiennych ołtarzy leżały trzy ludzkie serca. W przejściach
cuchnęło gorzej niż w rzeźni, gorzej niż cuchnie tysiąc gnijących zwłok.
Kiedy Cortes schodził ze swoją świtą po schodach świątyni, ujrzał na
jednym ze wzniesień wielki drewniany budynek. Wszedłszy do środka
Hiszpanie dokonali makabrycznego odkrycia: od podłogi do sufitu
poukładano tam ludzkie czaszki. Doliczono się 136 tys. reliktów
straszliwych masakr, jakich dopuszczano się w królestwie Azteków.
Informację potwierdza Historia królestw Colhuacan i Meksyku:
"Tymi, których poświęcono na ofiarę, byli jeńcy. Umarło Indian:
Tzapteca - 16 000
Tlappaneca - 24 000
Huexotzinca - 16 000
Tziuhcohuaca - 24 400" [5]
Lecz co wspólnego miały ofiary z ludzi składane przez Azteków - co
można udowodnić - z upadkiem Teotihuacan, które nigdy przecież nie
było miastem azteckim?
W Teotihuacan bogowie dla ratowania ludzi złożyli ofarę z siebie.
Własną krwią zapłacili za to, żeby znów zaświeciło słońce i żeby
przebudziła się ziemia.
Ludzie zawsze i wszędzie szukali ideałów - często popełniając przy
tym błędy. Także w tym przypadku wszystko im się poplątało, przyjęty
sposób rozumowania zaprowadził ich na manowce: Składając ofiary
bogom chcieli naśladować bogów, którzy złożyli w ofierze własne życie.
Źle zrozumieli legendę - myśleli i obawiali się zarazem, że słońce będzie
dla nich świecić tylko tak długo, jak długo będą składali ofary tocząc
rzeki ludzkiej krwi. To, co było właściwe bogom, wydawało się słuszne
również dla ludzi.
Rytuały ofiarne Azteków i Majów osiągnęły niewyobrażalne roz-
miary. Ludy Mezoameryki, obszaru, na którym rozwinęła się wysoka
kultura meksykańska i kultura Majów, prowadziły wojny, żeby przygo-
tować dostateczny zapas ludzkiej krwi", żeby "nie wyczerpywać
rezerw ludzkich własnego plemienia [6]. Niedorzeczna źarliwość
religijna doprowadziła je do przekonania, że słońce musi być "kar-
mione" krwią.
Zgodnie z rytuałem dwóch silnych mężczyzn łapało ofiarę za ręce
i nogi i kładło na plecach na ołtarzu ofiarnym. Ołtarz znajdował się
zwykle przed niewielką świątynią na szczycie piramidy, aby jak
najwięcej ludzi mogło obserwować tę rzeźnię. Kapłan, ubrany we
wspaniałe, wielobarwne szaty przetykane drogocennymi piórami, zręcz-
nie wycinał obsydianowym, bogato zdobionym nożem serce z piersi
ofiary. Nierzadko wyciągał potem pulsujące jeszcze serce niczym
trofeum ku słońcu - przy szczególnych okazjach z mordowanego
ściągano skórę, którą następnie przywdziewał kapłan, żeby odtańczyć
w niej obrzędowy taniec.
Hiszpańscy kronikarze opisali jeden z takich rytuałów Majów:
Najpierw nic nie przeczuwająca ofiara tańczyła wespół z innymi
członkami plemienia, potem stawiano jej na piersi biały znak i przywią-
zywano do drewnianego pala. W trakcie tańca, który trwał nadal,
nieszczęśnik stawał się żywą tarczą - każdy z uczestników strasznej
ceremonii wypuszczał strzałę, celując w poranione ciało, pomalowane
teraz na błękitny kolor ofiarny. Następnie z piersi nieszczęśnika
wycinano podziurawione serce.
Jeśli wziąć pod uwagę zamęt panujący w umysłach ówczesnych ludzi,
nie powinno nikogo dziwić, że ofiary dawały się prowadzić na śmierć bez
oporu, sądziły bowiem, że oddają swoją krew za życie słońca, a więc za
dalsze istnienie swojego ludu. Niektóre z nich znajdowały się pod
wpływem środków odurzających - nie wiedziały, co się z nimi dzieje.
We wszystkich większych siedliskach Majów i Azteków znajdowały
się kostnice, gdzie przechowywano i pokazywano z dumą czaszki i kości.
Świadczyły one o tym, że plemię nie przygląda się bezczynnie gaśnięciu
słońca [7].
Wielkie miasto zbudowane według planów
i nie mające historii?
Zanim po zakończeniu intensywnych obrad w Teotihuacan bogowie
zniknęli we Wszechświecie, pozostawili plany ogromnego miasta - pla-
ny, które dopiero dzisiaj zaczyna się powoli rozumieć.
Nikt nie wie, kim byli architekci-kapłani, bo nikt nie potrafi
powiedzieć, kto i kiedy rozpoczął budowę tej metropolii. W gąszczu
twierdzeń, przypuszczeń i spekulacji Teotihuacan jest jednak uważane
jednogłośnie za świadectwo najstarszej cywilizacji na Wyżynie Mek-
sykańskiej oraz za miasto, które nie miało historii.
Laurette Sejourne kierowała przez kilka lat pracami wykopalis-
kowymi w Teotihuacan i na ich podstawie opublikowała liczne prace.
Pisze ona między innymi:
"Prapoczątki tej wysokiej kultury giną w najbardziej niedostępnych
mrokach tajemnicy [...]. Jeżeli z trudem możemy przyjąć, że cechy
danej kultury - style architektoniczne, orientacja budynków oraz
specyfka rzeźby i malarstwa - już na samym początku odnalazły
ostateczny charakter, to jeszcze trudmej będzie nam sobie
wyobrazić, że należący do tej kultury zespół przesłanek duchowych
- doskonale ukształtowany - ni stąd, ni zowąd po prostu nagle
zaistniał. Nie dysponujemy dowodami materialnymi, które mogłyby
zaświadczyć o tym zadziwającyzn procesie rozwoju." [8]
Kto zainspirował budowę Teotihuacan? Czyżby "bogowie"?
Teotihuacan było z całą pewnością największym miastem Mezoame-
ryki - w okresie rozkwitu rozciągało się na powierzchni 25 km2 i miało
200 tys. mieszkańców. Wedle obowiązującej teorii jego budowę roz-
poczęto około 300 r. prz. Chr. Teotihuacan było potem rozbudowywane
w trakcie pięciu etapów. Do około 600 r. po Chr. wzniesiono około 2600
budynków. Dziewięćset lat - od roku 300 prz. Chr. do 600 po Chr.
- stanowi okres dość długi, cały czas jednak kolejne pokolenia
architektów i budowniczych trzymały się początkowych planów. "Po-
słuszeństwo" tego rodzaju można zrozumieć tylko wówczas, kiedy się
przyjmie, że wszystko działo się w sferze wpływów potężnej religii,
dominującej nad wszystkim.
Około 650 r. po Chr. Teotihuacan było w pełni rozkwitu. Doszło
wówczas zapewne do powstania. Powody rozruchów nie są znane.
Możliwe, że chłopi i pospólstwo zbuntowali się przeciwko władcom.
Możliwe, że niewolnicy, przyszłe ofiary mordów rytualnych, zaczęli się
bronić przed samowolą kapłanów - możliwe jest także to, że miasto
opanowali nieznani zdobywcy. Nie wiadomo. Przypuszcza się nawet, że
to sami kapłani zniszczyli swoje świątynie [9], ale trudno byłoby znaleźć
jakiekolwiek przyczyny takiego postępowania. Wielopłaszczyznowa
zagadka Teotihuacan staje się jeszcze bardziej zagmatwana. Po stra-
szliwych zniszczeniach mieszkańcy, a wśród nich chyba też kapłani, na
pewno powrócili do miasta, udowodniono bowiem, że budowle wzno-
szono jeszcze po roku 650 [...] aż do chwili, kiedy około 800 r.
Teotihuacan zniknęło z historii. Tylko niewielkie grupy ludzi mieszkały
jeszcze w ruinach - potem i oni wywędrowali albo powymierali. Miasto
bogów opanowała przyroda.
Zaledwie 40 km od Teotihuacan zaczęło się powoli organizować
królestwo Azteków. Jego stolicą zostało Tenochtitlan. To na jego
ruinach toczy się gwarne życie obecnej stolicy Meksyku.
Teotihuacan powinno się znaleźć w Księdze
Rekordów Guinnessa
Teotihuacan budzi zdumienie ze względu na swój wielkomiejski
rozmach, z powodu zaś doskonałej infrastruktury może być uważane za
cud. Dzisiejsi urbaniści mogliby się tu wiele nauczyć.
Z północy na południe biegnie przez miasto trzykilometrowa wspa-
niała ulica mająca 40 m szerokości, a nazywana dziś Camino de los
Muertos, Drogą Zmarłych. Jej obie strony obrzeżało luksusowe korso,
na którym stały niewielkie piramidy i świątynie. W kierunku północnym
bulwar wznosił się o 30 m - obserwator znajdujący się na południowym
krańcu miał złţdzenie, iż ulica prowadzi do nieba. Tak jest zresztą i dziś
- kto stanie na dolnym krańcu, ujrzy "nie kończące się" schody,
zlewające się z piramidą. Droga Zmarłych dochodzi bowiem do
piramidy Księżyca, schodkowej budowli, której podstawa ma wymiary
150 x 200 m - znacznie więcej niż dwa boiska do piłki nożnej. Od strony
południowej budowla wypiętrza się pięcioma tarasami, ich środkiem
szerokie schody prowadzą na szczyt.
Patrząc od strony piramidy Księżyca po lewej stronie Drogi Zmarłych
stoi najbardziej monumentalna budowla całej Mezoameryki: piramida
Słońca. Piramida ma wysokość 63 m; podstawę o wymiarach 222 x 225 m
i jest skierowana na zachód. Choć jest wyższa od piramidy Księżyca
o całe 19 m, to jednak ktoś obserwujący panoramę Teotihuacan z jej
szczytu odniesie wrażenie, że obie budowle są sobie równe - spowodo-
wane jest to spadkiem Drogi Zmarłych.
Piramida Słońca jest potężniejsza od piramidy Cheopsa w Gizie.
Masę zużytego na nią budulca - gliniane cegły suszone na słońcu
- ocenia się na milion ton. Trzon piramidy składa się z kamieni i gliny,
powłoka z utwardzonej zaprawy murarskiej była prawdopodobnie
kiedyś pokryta warstwą wapna.
To, co dzisiaj mogą zobaczyć w Teotihuacan turyści, jest wciąż
zadziwiające, choć nieporównywalne z okresem rozkwitu metropolu.
Piramidy i świątynie lśniły wtedy kolorami. Dziś na spłaszczonych
wierzchołkach piramid nie ma świątyń, na piramidzie Księżyca nie ma
trzymetrowej kamiennej fgury ważącej 22 tony, którą znaleziono
i odkopano później u podnóża budowli. Na szczycie piramidy Słońca
stał pierwotnie posąg boga, powleczony złotem i srebrem - posąg ten
istniał jeszcze po przybyciu hiszpańskich najeźdźców, ale franciszkanin
Juan de Zumagarra (1478-1548), pierwszy biskup Meksyku, kazał go
zdjąć i przetopić [10). Do dziś nie wiadomo, co to było za bóstwo.
Aztekowie opowiadali Hiszpanom, że Teotihuacan było nekropolą
ich królów i bogów. Na podstawie tych relacji archeolodzy przypusz-
czali, że w piramidach znajdują się bogato wyposażone grobowce.
W roku 1920, potem w 1930 oraz niedawno kuto w piramidzie Słońca
tunele - ale grobów nie znaleziono. Jeżeli istnieją, to znajdują się
zapewne głęboko pod piramidami.
Trzecim co do wielkości obiektem jest Cytadela, zespół budowli,
w którego centrum znajduje się świątynia Quetzalcoatla. Nazwa
"Cytadela", nadana przez hiszpańskich najeźdzców, jest absurdalna
- tak samo nie pochodzi od budowniczych miasta, jak określenia
"piramida Słońca" i "piramida Księżyca", a nawet Teotihuacan.
Quetzalcoatl był latającym bogiem Azteków i Majów - Teotihuacan
tymczasem miało tyle wspólnego z Aztekami, a "Cytadela" z fortem, ile
świątynia hinduistyczna z Dworcem Głównym w Zurychu.
Wzdłuż czterystumetrowych boków Cytadeli budowniczowie roz-
mieścili od póhiocy, południa i zachodu po cztery piramidy - do
naszych czasów dotrwały z nich zaledwie ruiny. Na wzniesionym tarasie
najciekawszą i najpiękniej zdobioną (po odrestaurowaniu) budowlą
Teotihuacan jest świątynia Quetzalcoatla. Głowy wężów ozdobionych
piórami suną po fryzach, maski demonicznych istot wytrzeszczają oczy
z boku schodów i z reliefów, ciała węży pełzną wokół dolnej części
świątyni. To, co widzimy dziś w oślepiającym blasku słońca jako biel,
szarość i brąz, lśniło niegdyś wszystkimi kolorami tęczy - każdy bóg,
każdy demon miał "swoją" barwę. Reliefy służyły nie tylko ku ozdobie
- miały wymowę religijną. W monumentalnych budowlach i w ich
szezegółach zakodowano święte przesłania. Nic, absolutnie nic nie
pozostawiono inspiracji artystów, wszystko było zgodne z planem.
Motywy zdobnicze wewnątrz i na zewnątrz świątyni Quetzalcoatla
potwierdzają fakt, że wizerunek uskrzydlonego boga-węża był znany
w Mezoameryce na długo przed pojawieniem się Azteków i Majów.
Motywy są prawie takie same jak późniejsze obrazy "prawdziwego"
boga Azteków, Quetzalcoatla, którego Majowie określali mianem
Kukulcan. Tym samym z repertuaru zwyczajowych twierdzeń na ten
temat można wyeliminować "białego, brodatego mężczyznę", który za
czasów Majów przywędrował podobno "stamtąd, gdzie wschodzi
słońce" [11). Możliwe, że za czasów Majów przywędrował tujakiś biały,
brodaty mężczyzna ze wschodu, mężczyzna, na którego wołano Quet-
zalcoatl - pierwszy jednak, pierwotny i prawdziwy Quetzalcoatl istniał
już w epoce Teotihuakan. Dowodem jest samo miasto, choć z owych
czasów przetrwały tylko rudymenty. Archolodzy są zdania, że ściany
zewnętrzne wszystkich budynków były niegdyś zdobione artystycznymi
posągami i symbolami. Znaleziono resztki wspaniałych reliefów z mas-
kami i innymi ornamentami, a także okładziny ścian zewnętrznych
pokryte lśniącymi farbami. We wnętrzach odsłonięto dotąd około 350
malowideł ściennych, fachowcy uważają jednak, że mogą ich być nawet
dziesiątki tysięcy [12].
Za tarasami świątyń i za piramidami, obrzeżającymi wspaniałą Drogę
Zmarłych, znajdują się budowle, które dziś uznano by za mieszkalne. Są
to struktury, na które składają się układy izb i dziedzińców. Ustalono, że
jeden kompleks obejmował przeciętnie 30 pomieszczeń, wykopaliska
jednak odsłoniły i takie struktury, gdzie było ich 175. Do 1983 roku
zarejestrowano 2010 kompleksów mieszkalnych - niektóre były połą-
czone ze świątyniami i kaplicami. Te ogromne układy architektoniczne
wyposażono w doskonały system wodociągów i kanalizacji. Odkrycie
warsztatów garncarskich oraz narzędzi pozwala wyciągnąć wniosek, że
mieszkańcy kompleksów byli grupowani według zawodu. Miasto
liczyło 200 tys. mieszkańców, a garncarstwo było tu najprawdopodob-
niej kwitnącą gałęzią rzemiosła, pozwalającą nawet na eksport - aż
w Gwatemali odkryto naczynia pochodzące z Teotihuacan. Była to
metropolia tętniąca zyciem - większa od starożytnego Rzymu w cza-
sach Cezarów.
Najnowocześniejsza technika na tropie tajemnic
Amerykański archeolog Rene Millon z Universytetu Rochester
wpadł na genialny pomysł. Żeby usystematyzować położenie budynków
odsłoniętych z labiryntu ruin, zmienił perspektywę obserwacji. Z samo-
lotu dostrzegł układ infrastuktury i powiązania między poszezególnymi
budowlami. Wraz z zespołem swoich ekspertów ułożył na podstawie
setek zdjęć lotniczych mozaikę, która ukazała obraz fantastycznej
metropolii: wyraźny stał się jej podział na cztery części. Droga Zmarłych
tworzyła, jak wiemy, oś północ-południe, wielka ulica prostopadła do
niej oś wschód-zachód.
Ponad 5000 mniejszych i większych kwadratów obrazowało położe-
nie budynków mieszkalnych i warsztatów rzemieślniczych. Miasto
przecinała sieć ulic krzyżujących się dokładnie pod kątem prostym.
Dopiero teraz można było uzyskać prawdziwy obraz - we właściwym
znaczeniu tego słowa - pradawnej metropolii.
Wiosną 1971 roku profesor Millon poprosił o pomoc kolegów
z wydziału informatyki. Do banku danych wprowadzono 281 infor-
macji podstawowych. Program odpowiadał na pytania, w którym
z kwartałów Teotihuacan zarejestrowano takie same bądź podobne
artefakty - wkrótce umiejscowiono 300 pracowni garncarskich i 400
warsztatów, w których zajmowano się obróbką obsydianu [13]. Prze-
prowadzono też kartograficzną inwentaryzację systemu irygacyjnego.
Archeolodzy są zdania, że Teotihuacan było miastem poświęconym
bogu deszczu Tlalocowi - pewnie dlatego, że w tysiącach wodociągów
płynęła woda. Rzeźba przedstawiająca tego boga tkwiła przez dwa
tysiące lat zaklinowana między skałami w pobliżu wsi Coatlinehan,
około 20 km od Teotihuacan. Dziś żółtobrązowe monstrum stoi na
straży Narodowego Muzeum Antropologicznego w stolicy Meksyku.
Posąg o wadze 168 ton przewieziono tam na platformie specjalnego
pojazdu o 48 kołach, wypożyczonego z Teksasu. Rozmarzony Tlaloc
trwa teraz, w półśnie, na swoim postumencie. Stracił gdzieś części rąk,
a uszkodzenia twarzy sprawiły, że jest prawie nie do poznania - mimo
wszystko pod dolną szczęką zwisa mu coś przypominającego kosz
o wielu otworaeh, z których niegdyś kapał deszez. W pobliżu piramidy
Księżyea znaleziono niedużą, bardziej poręczną wersję wielkiego i złow-
różbnego boga deszezu - na tej podstawie uznano, że Teotihuacan jest
centrum obrzędowym poświęconym grubemu Tlalocowi. Pod czasz-
kami obu posągów krążą może najdziwniejsze myśli, w których
nieustannie pojawia się pytanie, dlaczego ich wzór, Tlaloca, uznano za
boga deszczu. To jednak pozostaje nadal tajemnicą bezradnej nauki.
Jakimi jednostkami miary posługiwali się urbaniści
z Teotihuacan?
Teotihuacan okazało się zadziwiającym, wielkim, kamiennym "kos-
micznym modelem" [14], schematem Układu Słonecznego. Amerykań-
ski badacz Peter Tompkins wykazał, że między budowlami kultowymi
a firmamentem zachodzą zdumiewające związki [15]. Tompkins powo-
łał się przy tym na ustalenia swojego rodaka Hugha Harlestonajr., który
podczas wieloletniego pobytu w Meksyku poświęcił się rozwiązywaniu
tej kwestii [16]. Będąc inżynierem założył, że projektowanie nie jest
możliwe, jeśli nie dysponuje się jednostką miary... i rozpoczął po-
szukiwania jednostki, jaką posługiwali się urbaniści, którzy projek-
towali Teotihuacan.
Harleston odnalazł wszędzie jednostkę równą 57 metrom - długości
liczące 57 m (bądź wiełokrotność tej wartości) odkrywał albo na
budynkach i tarasach świątyń, albo budowle były wzniesione w odleg-
łościach podzielnych przez tę liczbę: na przykład przy Drodze Zmarłych
znajdują się charakterystyczne budówle oddałone od siebie o 114
m (czyli 2 x 57 m) względnie o 342 m (czyli 6 x 57 m). Mur Cytadeli
natomiast ma długość 399 m (czyli 7 x 57 m).
Następnie zaczął szukać mniejszej jednostki miary - 57 podzielił
przez 3. Iloraz, czyli 19, pasował do wielu mniejszych budowli. Z racji
swojego zawodu Harleston był przyzwyczajony do posługiwania się
przy projektowaniu jednostkami jeszcze mniejszymi, podziełił więc 19
najpierw przez 6, a następnie przez 3. Wyniki porównał z mapami
sporządzonymi przez profesora Millona. Swoje poszukiwania prowa-
dził do chwili, kiedy odnalazł najmniejszą jednostkę miary stosowaną
w Teotihuacan. Wynosiła ona 1,059 m. Jednostkę tę Majowie nazywali
hunab, co znaczy "jednostka". Tak udało się znaleźć klucz do planu
miasta - Teotihuacan można było teraz "otworzyć" za pomocą hunab.
Cokolwiek zmierzono, było wielokrotnością tej jednostki. "Żeby ujrzeć
coś wyraźnie, wystarczy często zmiana punktu widzenia" - napisał
Antoine de Saint-Exupery (1900-1944).
Odkrywającjednostkę miary Harłeston znalazł nowy i zdumiewający
punkt widzenia.
Piramida Quetzalcoatla, piramida Słońca i piramida Księżyca mają
odpowiednio wysokość 21, 42 i 63 hunab - stosunek ich wysokości
wynosi 1:2:3. Stopnie piramidy Słońca wznoszą się o wielokrotność
3 hunab. Komputer wyliczył rzecz zadziwiającą: bok rzutu poziomego
piramidy Quetzalcoatla równa się jednej stutysięcznej biegunowego
promienia kuli ziemskiej. W Cytadeli zaś Harleston odkrył różne
trójkąty pitagorejskie, liczbę pi wraz z jej funkcjami i wielkość
odpowiadającą prędkości światła (299792 kmJs). Badacza zaczęło
ogarniać zdumienie, gdy ujrzał cyfry migające z ekranu monitora.
Położenie piramid i tarasów Cytadeli odpowiadało przeciętnym odleg-
łościom od Słońca poszczególnych planet - Merkurego, Wenus, Ziemi
i Marsa. Jeżeli przyjąć odpowiednią skalę, odległość Ziemi od Słońca
równa się 96 hunab. Merkury leży w odległości 36, Wenus 72, a Mars
144 hunab.
Zaraz za Cytadelą sztucznym "kanałem", który jest dziełem budow-
niczych miasta, płynie strumień San Juan - odległość od kanału do osi
Cytadeli wynosi 288 hunab, o dalsze 520 hunab leżą ruiny nieznanej
budowli, ta zaś odległość, w skali, odpowiada odległości dzielącej Słońce
od Jowisza. Mierząc od środka Cytadeli - wzdłuż Drogi Zmarłych
w kierunku piramidy Księżyca - Harleston powinien był odkryć
w odległości 945 hunab budowlę, która oznaczałaby położenie Saturna
- nic takiego tam jednak nie znaleziono. Czyżby należało uznać jego
dotychczasowe wyliczenia za chimery? Ale w Bibliotece Narodowej
w stolicy Meksyku Harleston odnalazł stare plany Teotihuacan
- w planach tych, dokładnie w wyliczonym miejscu, znajdowała się
jakaś budowla - okazało się, że jej resztki usunięto podczas wyrów-
nywania terenu pod budowę asfaltowej szosy, prowadzonej dla wygody
turystów. Projektanci Teotihuacan nie zapomnieli o zamarkowaniu
położenia Saturna.
O 1845 hunab dalej, na końcu Drogi Zmarłych, oś piramidy Księżyca
wyznacza odległość dzielącą Uran od Słońca. Czyżby jednak projek-
tanci zapomnieli o kamiennych punktach mających oznaczać położenie
Neptuna i Plutona?
Tak zwana Droga Procesji za piramidą Księżyca jest przedłużeniem
|