Drogi Zmarłych i prowadzi między wzgórza. Hugh Harleston wraz ze
swoimi pomocnikami przeszukał tam wszystkie zbocza. Gdyby znaj-
dował się tu jakiś znak, to należałoby go szukać w odległości 2880 hunab
- punkt ten odpowiadałby położeniu Neptuna w Układzie Słonecz-
nym. W końcu Harlestonowi udało się odkryć na dość charakterystycz-
nym wzniesieniu Cerro Gordo wzgórze świątynne oraz, nieco wyżej,
w odległości 3780 hunab, pozostałości wieży o kształcie phallusa, którą
tubylcy nazywają Xochitel (Kwiat). W modelu nie zapomniano też
o Plutonie. Już więc na samym początku budowy urbaniści Teotihuacan
zaprojektowali kamienny model Układu Słonecznego, w który włączyli
- poza osią północ-południe tworzoną przez Drogę Zmarłych
a zamkniętą piramidą Księżyca - naturalną konfgurację terenu.
Staram się informować moich Czytelników o sprawach, które można
zweryfikować. Dlatego chciałem się dowiedzieć, na ile prawdziwe jest
twierdzenie Harlestona, że na Cerro Gordo istnieją charakterystyczne
znaki.
W ciągu wielu lat niezliczoną ilość razy szedłem Drogą Zmarłych,
często odkrywałem przy tym nowe, zdumiewające rzeczy. Kiedy
znalazłem się tam latem 1983 roku, do przeszukania zboczy Cerro
Gordo posłużyłem się lornetką, a potem teleobiektywem: brązowozielo-
na barwa ochronna wzgórza nie świadczyła o tym, żeby znajdowało się
tam coś szczególnego. Zapytałem jednego z handlarzy - którzy
niezmordowanie wciskają turystom najróżniejsze pamiątki, przede
wszystkim niewielkie gliniane fujarki - czy prowadzi tam jakaś droga?
Sprzedawca powiedział, że muszę pojechać do przysiółka Otumbo
- stamtąd prowadzi na szczyt droga, którą transportowano kiedyś
materiały do budowy stacji radarowej. Handlarz powątpiewał, czy uda
mi się tamtędy przejechać, bo po drodze znajduje się teren wojskowy.
Ale już wielokrotnie zdarzało mi się pokonywać nie takie przeszkody,
jeżeli tylko uznałem, że mój cel jest naprawdę pasjonujący.
W trakcie jazdy wśród pól pełnych kaktusów gasiłem pragnienie
niewielkimi, zielonymi owocami opuncji figowej, sprzedawanymi przez
dzieci stojące na skraju drogi - owoce te są słodkie i podobnie jak
cytrusy zawierają sporo witaminy C. Jest na nie chyba duży popyt, bo
całe grupy kobiet i mężczyzn pakowały wielkie ich ilości do drewnianych
skrzynek. Nie zauważyłem drogi, która z Otumbo powinna prowadzić
na szczyt. W pewnym miejscu skręciłem w lewo - w górę biegła wąska
droga wyłożona kamieniami. Kozy i owce patrzyły w kierunku mojego
volkswagena z równym zdziwieniem jak indiańscy pasterze. W połowie
drogi, na linie rozciągniętej w poprzek wąskiej szosy, wisiała tablica
z groźnym napisem: "Przejścia nie ma". Zapewne właśnie w tym miejscu
zaczynał się teren zamknięty - odemknąłem go więc odwiązując linę.
W miarę zbliżania się do wierzchołka, chronionego przed ciekawskimi
kolejnym ostrzeżeniem: "Zamknięty teren wojskowy", droga stawała
się coraz bardziej stroma. Jak okiem sięgnąć ani żołnierza, dodałem więc
gazu, aż opony zapiszczały na kamieniach.
Wychodząc z kolejnego zakrętu ujrzałem na szczycie wieży olbrzymią
antenę radaru obracającą się - należałoby powiedzieć: "majestatycz-
nie". Volkswagena zatrzymałem w zagłębieniu terenu z nadzieją, że nie
pojawił się na ekranie obserwowanym przez dyżurnego. Byłem gościem
nie proszonym, schyliłem się więc i przebiegając od drzewa do drzewa
starałem się dotrzeć do przedłużenia osi Drogi Zmarłych, znajdującej się
teraz dużo niżej. Piramida Słońca i piramida Księżyca wyglądały z góry
jak dziecinne klocki. Droga Zmarłychjak wstążka, Po chwili znalazłem
się blisko szczytu. Wspinałem się w skalistym terenie chwytając się za
gałęzie - w końcu dotarłem do punktu, który leżał dokładnie na osi
będącej przedłużeniem Drogi Zmarłych! Gdzieś stąd powinno być widać
- o ile twierdzenie Harlestona miało rację bytu - symboliczne miejsce
oznaczające położenie Plutona. Nic takiego nie widziałem. W górze było
pusto aż do plateau, na którym stała stacja radarowa, zacząłem więc
schodzić ostrożnie z powrotem, mając na celowniku Drogę Zmarłych.
Stąd nie mogłem już nie zauważyć szczytu starej wieży o kształcie
phallusa! Leżała tylko o kilka kroków niżej! Nie miała okien ani drzwi.
Tynk odpadał ze ścian, odsłaniając brązowoczarne kamienie. Punkt
oznaczający położenie Plutona w Układzie Słonecznym znajdował się
dokładnie na przedłużeniu Drogi Zmarłych!
W zapale nie zauważyłem, że tymczasem niebo zaciągnęło się
ciemnymi chmurami, które - zanim zszedłszy niżej zweryfikowałem
ostatecznie punkt oznaczający położenie Neptuna - zaczęły się po-
śpiesznie pozbywać swojego balastu. Przemoczony do suchej nitki
dotarłem do volkswagena, który -jak się tego obawiałem - ślizgał się
raczej po wygładzonych kamieniach i wilgotnym mchu, niż jechał
w kierunku doliny. Jak każdy Szwajcar nawykły do porządku, chciałem
na powrót umocować linę z tablicą "Przejścia nie ma", ale zatrzymali
mnie czterej żołnierze w dżipie:
- Czego pan tu szuka?
- Jestem turystą, chciałem zrobić z góry zdjęcie piramid - uspra-
wiedliwiałem się.
- To zabronione!
- A tu jeszcze ten deszcz... - Próbowałem się uśmiechnąć.
Dziwi się fachowiec, laika ogarnia zdumienie
Czy jednostka, jaką wyliczył Hugh Harleston, pasowała wyłącznie do
jego modelu? Czy chciał wprowadzić w błąd uczonych? Za pomocą liczb
można udowodnić prawie wszystko. Dlaczego to niby dawni architekci
mieliby projektować swoje olbrzymie miasto według uniwersalnego
modelu? Archeolodzy komentowali obliczenia Harlestona uśmiechem
pełnym znużenia, dopóki inne obserwacje nie kazały im się nad nimi
poważnie zastanowić.
Droga Zmarłych nie przebiega dokładnie w kierunku północ-
-południe, "odchyla się o 17a na wschód od północy" [18]. Tak samo
zorientowane są budowle Teotihuacan. Nie byłoby w tym nic dziwnego
i można by to uznać za szczególną cechę układu urbanistycznego
Teotihuacan, gdyby nie fakt, że takie samo odchylenie od osi pół-
noc-południe powtarza się w innych ośrodkach kultowych Mezoamery-
ki - na przykład w Tuli, odkrytej na nowo stolicy imperium Tolteków,
albo w Chichen-Itza, starym mieście Majów. Nawet kierunki wy-
znaczone przez staroindiańskie sieci katastralne wskazywały odchylenie
od północy o 17o na wschód - nawet Hiszpanie zachowali tę zasadę,
zakładając tu osiedla. Wykazano również, że ów siedemnastostopniowy
system odchylenia uwzględniał drogi, pola, wsie, klasztory i monumen-
talne budowle. Profesor Franz Tichy, który analizował ów fenomen,
twierdzi:
"Problem polega na tym, że zgodnie z takim mniemaniem sieci
katastralne musiałyby się zachować przez ponad 2000 lat. W przypad-
ku czysto kulturowo-religijnego znaczenia sieci katastralnych i urba-
nistycznych fakt ten byłby trudno zrozumiały." [19]
Gdyby uznać, że Majowie i Aztekowie skopiowali po prostu siedem-
nastostopniowy system z Teotihuacan, udałoby się rozwiązać zagadkę.
Ale ten rebus nie da się tak łatwo rozwikłać. Teotihuacan od dawna
leżało przecież w gruzach, kiedy Majowie i Aztekowie budowali swoje
nowe miasta. Poza tym, jeśli budowano je uwzględniając system
współrzędnych, to dlaczego nie uwzględniono dokładnie kierunku
północ-pohzdnie?
Droga Zmarłych - odchylona o 17ř na wschód - była osią
północ-południe, a zarazem główną arterią miasta. Przy niej wznoszono
najważniejsze budowle. Ta trzykilometrowa ulica biegła obok Cytadeli,
której środek markował położenie Słońca, następnie wzdłuż strumienia
San Juan będącego odpowiednikiem orbit planetoid, przez zalane
asfaltem ruiny, oznaczające położenie Jowisza. Potem mijała piramidę
Słońca markującą położenie Saturna i dochodziła do piramidy Księżyca
oznaczającej Urana. Na zboczach Cerro Gordo - na przedłużeniu osi
Drogi Zmarłych - znajdowały się budowle, oznaczające położenie
Neptuna i Plutona - na końcu tej linii odkryto na szczycie góry prastare
indiańskie ryty naskalne.
Budowniczowie Teotihuacan od początku uwzględniali w swoich
planach modelu Układu Słonecznego konfigurację terenu. Oś biegnąca
do szczytu Cerro Gordo musiała być zatem odchylona od kierunku
północ-południe o 17o. Bo nawet ci genialni budowniczowie nie
potrafili przenosić gór! "Że coś się dzieje, to nic. Wszystkim jest o
tym wiedzieć" - chciałbym móc powtórzyć za Egonem Friedel-
lem (1878-1938).
Nie daje to jednak odpowiedzi na pytanie, dlaczego Majowie budując
swoje późniejsze siedziby - jak choćby Mayapan czy Chichen-Itza,
leżące w dżungli Jukatanu, a oddalone o ponad 1000 km w linii prostej
od Teotihuacan - uwzględniali nadal pogrzebany przed wielu laty
system siedemnastostopniowego odchylenia na wschód. W miejscu,
gdzie budowano te miasta, nie było dominującego wzniesienia - trudno
też byłoby znaleźć inny powód trzymania się tej zasady. System
zastosowano po raz pierwszy w Teotihuacan ze względu na ukształ-
towanie terenu. Później boski plan uznano zapewne w świecie Mezoa-
meryki za obowiązujący wzór postępowej kultury miejskiej. Teotihua-
can przestało mieć tylko "znaczenie czysto kulturowo-religijne - stało
się wzorem projektowania struktur urbanistycznych.
Tajemnicze mapy
W ostatnich latach prowadzono badania wzgórz, stoków i szczytów
gór. Wszędzie w pobliżu charakterystycznych punktów archeolodzy
znaleźli indiańskie ryty naskalne, których przedłużenia tworzyły sieć
nakładającą się na Teotihuacan.
Na szczycie Cerro Haravillas, 7,5 km na zachód od piramidy Słońca,
odkopano blok skalny trzymetrowej długości, na którym był wyryty
wizerunek słońca oraz dwa splecione i dwa skrzyżowane pierścienie.
Z miejsca znaleziska nie widać piramidy Słońca, bo zasłaniają ją
wzniesienia terenu. Kiedy jednak badacze w stronę zasłoniętej wzgórza-
mi piramidy Słońca skierowali teodolit, odkryli na najbliżym pagórku
kolejny blok skalny, na którym po dokładnych oględzinach znaleziono
geometryczne ryty - były to "skrzyżowane" okręgi oraz trójkąt. Oś zaś
przeprowadzońa przez środek okręgów wskazywała dokładnie szczyt
piramidy Słońca.
Pomiary i obliczenia pozwoliły odkryć kolejny cud! Jeśli pierwszego
dnia astronomicznej wiosny spojrzymy z piramidy Słońca na zachód, to
zachodzące Słońce znajdzie sig na horyzoncie dokładnie nad charak-
terystycznym kamieniem. Podobne znaki odkryto również na Cerro
Chiconautla, 14 km na południowy zachód, jeszcze inne znajdowały się
nawet 35 km na północny wschód od Teotihuacan.
W mniejszej lub większej odległości znajduje się ponad 30 punktów
wiążących się w zagadkowy sposób z Teotihuacan. Znaki te jednak
miały jeszcze inny cel: wskazywały gwiazdozbiory, przede wszystkim
Plejady, oraz odległe miasta. Takie same ryty naskalne jak wokół
Teotihuacan odkryto 720 km na północ, w pobliżu miasta Durango. Nie
ulega wątpliwości, że całą Mezoamerykę - a przypuszczalnie nawet
północne tereny USA i południowe Kanady - pokrywa geometryczna
sieć. Na Big Horn Mountain w stanie Wyoming znajduje się tak zwane
medicine wheel (koło medyczne), pasujące do układu współrzędnych
Teotihuacan i ukierunkowane na gwiazdy Rigel i Aldebaran - spełnia
zatem założenia innych znanych punktów orientacyjnych: są skierowa-
ne na Teotihuacan a zarazem mają związek z gwiazdami.
Opary z magicznej szkatułki
Teotihuacan było zaprojektowane jako centrum pewnego systemu
geografcznego i kosmicznego. Oba te komponenty musiano ustalić
przed rozpoczęciem budowy. Budowle - elementy składowe struktury
urbanistycznej - nie mogły być przecież później "przestawiane".
Ustalenie daty przesilenia letniego i zimowego jest względnie proste:
wiadomo, że kiedy pręt wbity w ziemię rzuca najkrótszy cień, mamy 24
czerwca, kiedy najdłuższy - 21 grudnia. O ile więc słońce nie skryje się
za chmurami, na uzyskanie prawidłowych wyników pozwalają proste,
choć długotrwałe obserwacje. W przypadku danych dotyczących
gwiazd stałych czy orbit planet do wyliczeń trzeba stosować kwadranty
i inne przyrządy, koniecznajest też wyższa matematyka. Jeżeli zaś ma się
zamiar namierzyć z dokładnością do jednego metra punkty dość od
siebie odległe i niewidoczne z jednego miejsca, to na obserwacje
potrzeba bardzo długiego czasu i wielu pomiarów - od jednego
pagórka do drugiego, od jednego szczytu do drugiego - oraz od-
powiednich przyrządów. A do tego stuletniego okresu dobrej pogody!
Często wpadają mi w ręce książki, w których mądrzy autorzy
zwracają się zazwyczaj do młodzieży - bo tę najłatwiej otumanić.
Autorzy ci twierdzą, że w przypadku zadziwiających obserwacji nieba
i dokładnych kalendarzy ludów Mezoameryki wcale nie jest konieczne
"powoływanie się na tajemnicze techniki dla zrozumienia tej astro-
nomii" [20]. Żeby wyjaśnić "powstanie piramid i pałaców nie trzeba się
też wcale uciekać do utraconych tajemnic", bo wszystko było bardzo
proste: ludy Mezoameryki epoki kamiennej zmajstrowały sobie z bie-
giem stuleci specjalne drewniane bądź kamienne przyrządy do obser-
wacji astronomicznych. Twierdzi się nawet, że orbity planet i ustalenie
kątów było możliwe dzięki wykorzystaniu "strzelnic", takich jak
znajdujące się w najwyżej leżącym pomieszczeniu obserwatorium
w Chichen-Itza. Nawet całe zespoły budynków można było - jak na
przykład w Uaxactun - dokładnie zorientować astronomicznie, ponie-
waż "gdy obserwację przeprowadzano z wysokości jednego budynku,
słońce wschodziło w określonym momencie za rogiem budynku drugie-
go".
Po przeczytaniu takiego tekstu człowiek zadaje sobie pytanie, dlacze-
go poważni naukowcy nadal zajmują się kontrowersyjnymi domysłami,
skoro wszystko można wyjaśnić w tak prosty sposób. Czytelnik nie
obeznany z problematyką dowie się co najwyżej, że wszystkie zagadki
już rozwiązano. Wcale tak nie jest.
W bardzo przemyślny sposób, za pomocą kuglarskich sztuczek
manipuluje się faktami, które zaistniały dopiero po wzniesieniu zagad-
kowych budowli. "Strzelnice" obserwatorium w Chichen-Itza powstały
po wzniesieniu tej budowli. W Uaxactńn Słońce dawało,się namierzyć
dopiero wówczas, kiedy można je było obserwować z wysokości
innego budynku".
Ze szczytu piramidy Słońca w Teotihuacan do punktów odniesienia
na firmamencie prowadzą teoretyczne horyzontalne linie obserwacji.
Aby tak jednak było, musiano najpierw określić dokładnie miejsce
budowy oraz wysokość piramidy, ponieważ linie kierunku obserwacji
"objawiały się" dopiero ze szczytu piramidy. Budowla ta wszakże nie
mogła - jak powstałe później "strzelnice" - być przestawiona o kilka
metrów, gdyby po ukończeniu dzieła okazało się, że linie kierunku
obserwacji mijają się z punktami odniesienia.
O czym nie wiedziano...
W czasach wznoszenia Teotihuacan nie znano jeszcze takich planet
jak Uran, Neptun i Pluton - ale miały one swoje odpowiedniki
w modelu Układu Słonecznego. Uran został odkryty w 1781 roku przez
astronoma-amatora, Fryderyka Wilhelma Herschla (1738-1822)
- z wykształcenia muzyka. W latach 1840-1845 obliczenia pozwalały
domniemywać istnienie Neptuna, ale potwierdził je dopiero obserwac-
jami w 1846 roku w Berlinie Johann Gottfried Galle ( 1812-1910):
Maleńki Pluton został odkryty w XX wieku - ma on średnicę zaledwie
6000 km, jest zatem znacznie mniejszy od Marsa i Ziemi, światło odeń
odbite jest tak słabe, że nie widać go przez słabsze teleskopy. Dopiero
w 1930 roku Clyde William Tombaugh (ur. 1906) z Obserwatorium
Lowell w Arizonie po systematycznym przeszukiwaniu nieba za pomocą
astrofotografii odkrył dziewiątą planetę Układu Słonecznego.
Ponieważ ani Majowie, ani ich przodkowie, ani nieznani budow-
niczowie Teotihuacan nie mieli teleskopów, to logiczne, że nie mogli
mieć zielonego pojęcia o istnieniu Urana, Neptuna i Plutona, nie
mówiąc o obliczeniu odległości tych planet od Słońca. Fachowcy wiedzą
o tym, unikają więc jak mogą dyskusji na ten temat. Są zdania, że albo
wyniki badań Hugha Harlestona są sprawą przypadku, albo mieszkań-
cy Teotihuacan dysponowali zestawem przyrządów umożliwiających
ustalenie położenia najodleglejszych planet Układu Słonecznego.
Przed kilku laty pod centralnym punktem piramidy Słońca odkryto
jaskinig, leżącą głęboko pod złożami lawy. W literaturze fachowej nie
udało mi się znaleźć żadnych wzmianek, czy w owym podziemnym
pomieszczeniu znajdowały się jakieś przedmioty. Nie kwestionuje się
istnienia tej jaskini, lecz resztę pomija się milczeniem. Pomieszczenie to
jest kolejnym dowodem, że wszystko w Teotihuacan budowano według
ścisłego planu - świadczy ono również o niezwykle precyzyjnym
wyborze miejsca budowy, które - że tak powiem - od pierwszego
sztychu łopaty budowniczych uwzględniało warunki naturalne okolicy.
Mimo to raczej akcepuje się najróżniejsze wykręty, niż dopuszcza
możliwość, że to przybysze z Kosmosu przekazali budowniczym
metropolii plany budowy i inne niepojęte dane.
Jeżeli przyjąć, że istoty pozaziemskie obdarzyły tubylców wiedzą
astronomiczną i umiejgtnością budowania miast, to nasuwa się pytanie,
co było ich zamiarem? Właśnie to, brzmi odpowiedź, co tysiące lat
później stało sig rzeczywistością: Mądrzy naukowcy powinni wyciągnąć
z tej nauki wnioski, właściwe wnioski. Inaczej nie będzie dowodu na to,
że stan ziemskiej wiedzy osiągnął poziom pozwalający ludzkości
wkroczyć w erę kosmiczną.
R‚sum‚
Nikt nie kwestionuje istnienia zdumiewających danych zawartych
w kalendarzach ludów Mezoameryki oraz informacji o planetach
(Wenus!) i procesach zachodzących na niebie. Genialne tabele zaćmień
w Kodeksie Drezdeńskim świadczą o tym, iż ludy te wiedziały, że Ziemia
się obraca i że jest okrągła. Niezaprzeczalny jest również fakt, że
w okresie tych wysokich kultur te same ludy - owładnięte obłędem
religijnym - zarżnęły bez litości setki tysięcy (!) ludzi tylko po to, żeby
zachować słońce przy życiu.
Sprzeczność jest wyraźna: albo dla Teotihuakan i Majów Układ
Słoneczny był znany - w takim jednak razie bezsensowne byłyby oflary
z ludzi. Ponieważjednak spełnianoje "dlaprzebłagania słońca", ludy te
nie mogły rozumieć funkcji Słońca oraz krążących wokół niego planet.
Lecz mimo to wiedziały o Jowisżu, Saturnie, Uranie, Neptunie i Pluto-
nie. Czy jest więc możliwe inne rozwiązanie tej sprzeczności niż
twierdzenie, że "bogowie" obdarzyli te ludy podstawowymi informac-
jami o planetach?
Teotihuacan budowano przez okrągłe tysiąc lat "w sześciu różnych
fazach" [21]. Alejuż w chwili rozpoczęcia budowy musiał istnieć projekt
całości - w trakcie tysiącletniego okresu wznoszenia miasta nie
powstało nawet kilka budynków, które stanowiłyby dowód odejścia od
założonego planu. O jego rygorystycznym przestrzeganiu świadczą
również motywy na reliefach i malowidłach, na przykład Quetzalcoatl
i tapir, małpa, grzechotnik czy jaguar - wizerunki zwierząt nie
występujących na Wyżynie Meksykańskiej, lecz w leżącej znacznie niżej
dżungli gwatemalskiej. Cześć oddawana "pierzastemu wężowi" jest
w Teotihuacan wszechobecna.
Można przyjąć, że mieszkańcy Teotihuacan przywędrowali w te
okolice z nizin. Czcili kosmicznego boga, a wywodząca się stąd wiara
była zapewne na tyle silna i wzbudzająca strach, że plan dany ludziom
uważano za świętość. W legendzie można znaleźć informację, że
w Teotihuacan odbyło się niegdyś spotkanie bogów, którzy radzili nad
losem ludzi. Legenda mówi też o kamiennych oznaczeniach w okolicy
Teotihuacan - a wszystko stało się "za sprawą boskich rąk" [22].
Nauczony doświadczeniem, chciałbym podkreślić, iż nie twierdzę, że
Teotihuacan zbudowali "bogowie"! Ten zarzut zaraz wypłynie jak
potwór z Loch Ness. Nie ma dla mnie nic dalszego od twierdzenia, że
nasi przodkowie nie potrafili wznosić monumentalnych budowli.
Tak, to mieszkańcy Wyżyny Meksykańskiej zbudowali je na wysoko-
ści prawie 2400 m n.p.m. Przed imponującymi ruinami stajemy ze
zdumieniem. Ale Indianie nie podjęli tego nadludzkiego wysiłku dla
przyjemności. Harowali w pocie czoła, ponieważ tak zaplanował
wszystko i zażądał bóg, który władał ich istnieniem - bóg, który
niegdyś przybył z nieba jako "pierzasty wąż".
Oko nam zbielało
Gerardo Levet, meksykański inżynier, z którym przyjaźnię się od lat
zwrócił uwagę na coś, co stało się później prawdziwą sensacją mojej
wyprawy do Teotihuacan w 1983 roku. Najpierwjednak zaprosił mnie
na wystawną kolację do "Hacienda de los Morales", jednej z najlep-
szych spośród wielu znakomitych restauracji stolicy Meksyku.
- Widziałeś już w Teotihuacan pomieszczenie wyłożone wielkimi
płatami miki? - zapytał mnie przy aperitifie.
- Nie mam o tym ziełonego pojęcia!
- Musisz je zobaczyć! Mój stary przyjaciel archeolog opowiedział
mi o tym. Napomknął też, że przedstawiciele tej dziedziny wiedzy stoją
wobec dziwnej zagadki. Chodzi o to, że w Meksyku mika prawie nie
występuje, a w Teotihuacan stosowano ją na wielką skalę - wprawiając
całe warstwy między skały. . . Z pomieszczenia wyłożonego miką prowa-
dzą podobno dziwne rury do innego niewielkiego pomieszczenia...
- powiedział Gerardo w wielkim sekrecie, bo odkrycie uznano
oczywiście za ściśle tajne. - Musisz się wszystkiego dowiedzieć. Bądź co
bądź ci faceci z epoki kamiennej musieli dużo wiedzieć o szczególnych
właściwościach miki, w końcu w naszym kraju jest jej bardzo niewiełe,
importujemyją ze Stanów Zjednoczonych, z Brazylii i z innych krajów...
Po zrealizowaniu pierwotnego planu podróży pojechałem więcjeszcze
raz do Teotihuacan. Z wielkich autokarów wylewały się tabuny
turystów. Nie wiedzieli, jak wymijać natrętnych handlarzy - dawali się
podpuszczać, zaczynali targować o zdecydowanie za drogie naszyjniki,
bransolety, posążki bogów, dywaniki do modlitwy i gliniane fujarki.
W końcu godzili się na cenę wprawdżie trzy razy niższą od wyjściowej,
lecz nadal o wiele za wysoką. Istnieje bardzo prosty sposób, żeby ich
ominąć i poświęcić cały swój czas na oglądanie rzeczy naprawdę wartych
uwagi: trzeba tylko wiedzieć, że handlarze - podobnie jak równie
natarczywe indiańskie dzieci - mają swoje "rewiry". Zostają, gdy
człowiek idzie dalej.
Żaden ze strażników nie słyszał o mikowej komnacie. Pomaszerowali-
śmy zatem - dziennikarz i fotograf Helmut Werb, Ralforazja - prawą
stroną Drogi Zmarłych pod górę, a potem lewą stroną z powrotem do
Cytadeli. Jakiś przewodnik opowiadał właśnie po angielsku swojej
grupie o polach magnetycznych, które wykryto wzdłuż bulwaru - od-
|