o średnicy 13 mm. Czy ściany broniły dostępu do skarbca?
Ale syzyfowa praca jeszcze się nie skończyła. Spod gruzu odkopano
kilka wysokich stopni, ale potem znów trafono na ścianę czteromet-
rowej grubości. Praca nad jej pokonaniem pochłonęła cały tydzień. Za
ścianą krył się sarkofag, w którym znajdowały się szczątki zmarłych
- pięciu mężczyzn i jednej kobiety.
15 czerwca 1952 roku dr Ruz stanął wraz ze swoim zespołem przed
kamienną płytą,jakby trójkątnymi drzwiami o podstawie 1,60 m i wyso-
kości 2,45 m. Podważono ją i w szparę szerokości dłoni wsunięto lampę
elektryczną. Przycisnąwszy twarz do kamienia Ruz zaczął opisywać
towarzyszącym mu osobom rzeczy niewiarygodne:
"Z mglistych mroków wyłoniła się wizja baśniowa, fantastyczna
feeria nie z tego świata. Jakby ogromna zaczarowana grota wyrzeźbiona
w lodowej bryle, ze ścianami lśniącymi i połyskującymi jak śnieżne
kryształy. Delikatne girlandy stalaktytów zwieszały się jak frędzle
kotary, a stalagmity na podłodze wyglądały jak zastygły wosk z wielkiej
świecy. Całość robiła wrażenie opuszczonej kaplicy." [13]
Ściany, na których znajdowały się wielkie reliefy przedstawiające
jakieś postacie, lśniły, jakby zrobiono je ze śnieżnych kryształów.
Podłogę krypty pokrywała wielka płyta pełna fascynujących hiero-
glifów.
Kiedy uchylono drzwi na tyle, że dało się wejść do środka, niecierp-
liwość i ciekawość podnieconych badaczy sprawiła, że z sufitu po-
strącano stalaktyty.
Gdyby pozostał choćjeden z nich, można by obliczyć, ile lat minęło od
chwili, gdy po raz ostatni wchodzono do pomieszczenia! Stalaktyty,
czyli nacieki krystaliczne zwisające ze stropu (albo stalagmity, które
powstają na gruncie wskutek osadzania węglanu wapnia po wyparowa-
niu kapiącej wody) rosną w ciągu roku o kilka milimetrów a czasem
centymetrów - w przypadku okolicy bogatej w skały wapienne
powiększają się oczywiście szybciej niż w okolicy, gdzie dominuje granit.
Podziemna krypta odkryta przez dr. Ruza miała 9 m długości,
4 m szerokości i 7 m wysokości. Przez całe stulecia, całe tysiąclecia
w Palenque padały deszcze, przez mury przenikała wilgoć. Od ludzi,
którzy powinni się na tym znać, nie otrzymałem niestety odpowiedzi,
z jaką szybkością rosną w takich warunkach stalaktyty. Kiedy świątynia
tętniła życiem, deszcz nie przenikał zapewne przez mury, bo Majowie
dbali o stan budowli obrzędowych. Nieszczęście zaczęło się, gdy odeszli.
Odtąd nikt nie zasklepiał szczelin w ścianach piramidy, wysiewały się
w nich leśne rośliny, których korzenie rozsadzały budowlę. W Palenque
suma rocznych opadów jest bardzo duża, zresztą cały półwysep Jukatan
należy do rejonów najbogatszych w opady - mimo wszystko parę
miesięcy w roku jest dość suchych, panują tam wówczas wielkie upały.
Poza tym do budowy piramidy użyto dużych ilości wapienia.
Nie potrafię sobie wyobrazić, żeby geolodzy, meteorolodzy i fizycy
nie mogli wspólnymi siłami wyliczyć, o ile milimetrów albo centymetrów
powiększałby się w takich warunkach stalaktyt. Dzięki temu można by
datować świątynię Inskrypcji. Może byłoby to punktem zaczepienia dla
rozwikłania niepojętych dat chronologii Majów.
Krypta, leżąca na osi północ-południe, znajduje się 18 m poniżej
tarasu, na którym stoi świątynia, czyli 2 m poniżej podstawy piramidy.
Po stiukowych reliefach znajdujących się na ścianach przeciąga procesja
uroczyście przystrojonych kapłanów. Podłogę pokrywa płyta mająca
3,80 m długości, 2,20 m szerokości i 25 cm grubości - zrobiona z ciosu
kamiennego wagi około 9 ton.
Pod płytą odkryto sarkofag wagi około dwudziestu ton, w którym
znajdował się szkielet mężczyzny. Obok szkieletu znaleziono jadeitowe
ozdoby, kolczyki z wyrytymi na nich hieroglifami i naszyjnik z pereł
Z sarkofagu do korytarza prowadziła rurka z gliny. W jakim celu?
Podobno po to, żeby mógł tamtędy ulecieć duch zmarłego. Czy nie
mógłby to być równie dobrze rodzaj przewodu, którym wpompowywa-
no trujące pary?
W literaturze fachowej można ostatnio przeczytać, że zmarłym był
Pacal, jeden z władców Palenque. Ale hipoteza ta nie jest tak pewna, jak
się zdaje.
Istnieją inskrypcje kalendarzowe, odnoszące się wyraźnie do władców
rządzących w latach 603-683 po Chr. Pacal zasiadł podobno na tronie
mając 12 lat i rządził lat prawie 70. Byłby więc Matuzalemem wśród
Majów, których przeciętna długość życia wynosiła zaledwie 35 lat.
Dr Ruz stwierdził, że dat umieszczonych na płycie grobowca "nie
można ustalić dokładnie, ponieważ powtarzają się co 52 lata". Zaczęto
więc szukać hieroglifów kalendarzowych, które miałyby związek z in-
skrypcjami odkrytymi w komorze grobowej. Znaleziono je w Pałacu.
Od tego czasu po literaturze fachowej jak widma krążą twierdzenia, że
na płycie grobowca odczytano daty 603 oraz 633 r. po Chr. Nie jest to
ścisłe. W rzeczywistości z inskrypcji na płycie grobowca można wnios-
kować -jak twierdzi dr Ruz - co najwyżej o cyklach, te zaś wyliczono
razem z innymi inskrypcjami kalendarzowymi, znajdującymi się poza
świątynią Inskrypcji. Dokładnych wyników nie da się uzyskać także
z innego powodu. Nie można ustalać regencji Pacala na lata 603-683
po Chr. i jednocześnie twierdzić, że ostatnia (najpóźniejsza) data, która
podobno znajduje się na płycie grobowca, oznacza rok 633 po Chr.!
Czyżby płytę grobowca sporządzono 50 lat przed śmiercią Pacala
i opatrzono nieprawdziwą datą jego śmierci? Panowie!
Poza inskrypcjami kalendarzowymi na płycie grobowca znajduje się
jeszcze charakterystyczne przedstawienie figuralne. Jeżeli płyta grobow-
ca miałaby stanowić pamiątkę po władcy imieniem Pacal, wówczas
w kamieniu byłby wyrzeźbiony jego konterfekt. Nie, powiadają uczeni,
to nie jest Pacal, to bóg kukurydzy Yum Kox! [5] Cóż więc naprawdę
przedstawia płyta grobowca z Palenque?
Kolejne spotkanie z Palenque
Wiele zmieniło się w Palenque od czasu, kiedy byłem tu ostatni raz
w 1965 roku! W Villahermosie powstał nowy port lotniczy, droga
łącząca to miasto z Campeche ma wspaniałą asfaltową nawierzchnię.
Tam, gdzie jeszcze przed 20 laty rosła tropikalna dżungla, dziś
rozciągają się rozległe pastwiska i pola - krajobraz iście rolniczy.
Pacalowi zaś, ostatniemu władcy Indian z Palenque, postawiono przy
wjeździe do jego dawnej rezydencji pomnik - kamienna twarz z taką
uwagą patrzy w niebo, jakby Pacal chciał jako pierwszy zameldować
o powrocie bogów.
Ale Santo Domingo de Palenque pozostało małym, brudnym mias-
teczkiem, starającym się wyciągnąć od turystów jak najwięcej forsy za
pomocą swojej jedynej atrakcji - dyskotek! Wprawdzie tutejsze hotele
oferują baseny z wodą "stojącą" ("Las Ruinas") albo "bieżącą"
("Nututun"), ale pozostaje problem podstawowy - czystość kuchni.
Zemsta Montezumy dotknie każdego, kto nie będzie sam obierać
owoców i jada warzywa nie tylko gotowane, nie unikając przy tym
cielęciny, wołowiny i wieprzowiny. Głód można tu zaspokajać jedynie
kurczakami z rożna i rybami z rusztu.
Paolo Sutter, mój krajan mieszkający w Palenque od ćwierć wieku,
posługuje się sześcioma językami i jest uważany za "najbardziej
międzynarodowego" z przewodników. Prowadzimy dyskusję na naj-
wyższym plateau świątyni Inskrypcji, skąd rozciąga się widok na okolicę
okupowaną przez gromady turystów. Zastanawiamy się, skąd przybyli
Majowie.
- W zeszłym tygodniu oprowadzałem grupę radzieckich turystów.
Rozmawialiśmy na ten sam temat. Gdy w dyskusji przedstawiłem im
teorię, wedle której na kontynent amerykański ludzie dotarli przez
zamarzniętą Cieśninę Beringa, Rosjanie wybuchnęli śmiechem. Powie-
dzieli, że zeszłego roku temperatura w Cieśninie Beringa spadła do
minus 61řC, a przed kilku laty było tam nawet minus 74řC. Wszystko
zamarzło na kamień, nie mogłyby tamtędy przejść ani istoty dwunożne,
ani czworonożne.
Pan Sutter spojrzał na mnie z namysłem i dorzucił:
- Ludzie nigdy nie narażają się dobrowolnie na śmiertelne niebez-
pieczeństwo, nie idą w śmiercionośne zimno, na dodatek bez jasno
wytyczonego celu. Ludzie, którzy przekraczali niegdyś Cieśninę Berin-
ga, nie byli w stanie przewidzieć, gdzie skończy się ich wędrówka. Nie,
trzeba wreszcie skończyć z tą bajeczką o migracji przez Cieśninę
Beringa! - Tu Paolo Sutter uśmiechnął się chytrze: - Nawet w żartach
nie bgdę wspominał tej teorii. Nie mogę sig narażać na śmieszność, wie
pan...
- Skąd zatem pańskim zdaniem przybyli Majowie? - spytałem po
chwili.
- Z Azji - odparł pan Sutter, jakby było to oczywiste. - Wylądo-
wali na wybrzeżach Oceanu Spokojnego, na terenach dzisiejszej Gwate-
mali. Następnie przeszli przez góry i w Tikal założyli swoją pierwszą
dużą osadę.
- Dlaczego właśnie w Tikal?
Pan Sutter jest przewodnikiem nie byle jakim: ze skórzanej torby
przewieszonej przez ramię wyciągnął mapę i rozpostarłją na ziemi. Było
na niej widać koncentryczne kręgi, zakreślone od punktu, w którym leży
Tikal.
- Widzi pan! Tikal leży w centrum kultury Majów. Jeżeli igłę cyrkla
wbije się w ten punkt i wykreśli okręgi o odpowiednim promieniu, to
obejmą one siedliska Majów leżące najbardziej na północ, na połudnte,
na zachód i na wschód. To z Tikal zaczęło się kiedyś rozrastać we
wszystkich kierunkach imperium Majów.
Przypomniałem sobie pytanie, jakie zadał mi Julio Chaves w trakcie
rozmowy nad dachami Tikal: "Dlaczego właśnie tu, Don Eric?!"
Rzeczywiście: Tikal leżało w samym centrum imperium Majów. Ale
mimo wszystko twierdzenie Suttera nie było do końca pewne. Jeżeli
Tikal zbudowano jako centrum przyszłego imperium, to stąd płynęły
instrukcje do całego narodu: tylko tu, tylko tam, tylko w takiej bądź
innej odległości wolno się teraz osiedlać. Pota tym przybysze z Azji
znaliby koło i na pewno zrobiliby tu z niego użytek. Majowie koła nie
stosowali.
W trakcie dyskusji obserwowałem potok ciekawskich, którzy tłoczyli
się u wejścia do komory grobowej. Oczywiście i ja chciałem jeszcze raz
zobaczyć mojego "boga-astronautę". Powietrze w pomieszczeniu było
takie jak kiedyś - gorące, duszne, pachnące stęchlizną, za to strome
schody prowadzące do szybu piramidy były teraz oświetlone. Kiedy
dotarłem na dół, moje rozczarowanie było ogromne. Komorę od-
grodzono od zwiedzających żelazną kratą, za nią zaś widok zasłaniał
jeszcze drut kolczasty i - żeby doprowadzić środki ostrożności do
obłędu - wiecznie wilgotna szyba uniemożliwiająca zobaczenie czego-
kolwiek. Najcenniejszego obiektu Palenque, a zarazem najbardziej
interesującej pozostałości po Majach, nie da sig już nawet sfotog-
rafować.
To zrozumiałe, że taki skarb musi być chroniony przed dotykiem
zwiedzających. Podobnie jak gdzie indziej, także tu wystarczyłaby
żelazna krata. A może to potrójne zabezpieczenie jest czymś więcej,
może chodzi nie tylko o ochronę zabytku? Moją nieufność obudziło
pewne spostrzeżenie: Tam, gdzie Indianie sprzedają pamiątki - głowy
bogów albo hieroglify wyryte w steatycie - prawdziwym przebojem
były przed 19 laty najróżniejszej wielkości repliki płyty sarkofagu.
Czyżby odbyła się totalna wyprzedaż tego towaru? Ale nie można nie
doceniać sprytu Indian, którzy zaraz postaraliby się o nowe dostawy
z rodzinnych warsztatów. W zaułkach Palenque odnalazłem kilku
rzemieślników zajmujących się rzeźbą w kamieniu - pracowali sumien-
nie, wycinali, skrobali, kopiując detale reliefów według wzorów znaj-
dujących się na stiukowych ścianach miejsca obrzędowego Majów.
Żaden z nichjednak nie wytwarzał reprodukcji płyty sarkofagu! Czyżby
- cóż za honor! - trzeba było odgórnie ograniczyć popularność mojej
interpretacji tego wizerunku? W Muzeum Antropologicznym w stolicy
Meksyku znajduje się wprawdzie replika płyty sarokofagu - ale nie uda
się jej sfotografować: nie wolno używać lampy błyskowej, nie wolno
również stanąć na stołku, żeby, przycisnąwszy aparat do balustrady,
zrobić zdjęcie na czas. Tylko fotograf o umiejętnościach człowie-
ka-gumy da sobie radę w takich warunkach. Powiedziano mi, że je-
szcze przed kilku laty w sklepikach hotelowych i pamiątkarskich
sprzedawano kamienne imitacje płyty bądź jej wizerunki na kolorowych
plakatach. Chcąc się o tym upewnić zaproponowałem jednemu z hand-
larzy wysoką sumę za replikę. 'Tego się już nie robi - brzmiała
odpowiedź. Popyt na ten towar był bardzo duży, ale -jak człowiek ten
sądzi - ktoś "z góry" dał cynk, że lepiej zaprzestać wytwarzania
kopii, ponieważ w ten sposób podsuwa się "masom" głupie myśli. Jeśli
to prawda, wówczas ów niebezpieczny, wspaniały zabytek kultury
Majów należałoby jeszcze raz poddać pod dyskusję.
Płyta sarkofagu z Palenque
W mojej pierwszej książce, Wspomnienia z przyszlości [14], z za-
chwytem opisywałem zdumiewającą istotę, którą przedstawiono w śro-
dku płyty w postaci astronauty, jakby siedzącego w pojeździe kosmicz-
nym i obsługującego skomplikowane przyrządy. Wyraziłem wtedy
przypuszczenie, że z tyłu postaci wyobrażono strumienie ognia - gazy
odrzutowe rakiety.
Reakcja była zdumiewająca. Fachowcy zaniemówili dowiedziawszy
się o nonszalanckiej interpretacji laika. Ale gdy książka stała się
światowym bestsellerem, gdy na jej podstawie nakręcono film, gdy
chmary turystów ruszyły z pielgrzymką do Palenque, żeby ujrzeć
mojego "astronautę", w wieży z kości słoniowej pełnej uczonych
zahuczało jak w ulu. Wprawdzie żaden archeolog nie zadał mi pytania,
czy nie chciałbym moich heretyckich poglądów uaktualnić bądź podać
w wątpliwość - za to w 1973 roku odbył się w Palenque kongres
fachowców, na którym wszechwiedzący uczeni w sposób wiążący mieli
oświadczyć, co - wedle opinii akademików - przedstawia naprawdę
płyta sarkofagu z Palenque. Do ustalenia wiążącej opinii nie doszło.
Tylko ja zostałem zdyskwalifikowany.
Minęło prawie 20 lat od opublikowania mojego pierwszego spon-
tanicznego opisu. Przed dziesięciu laty zrelatywizowałem swój począt-
kowy zachwyt w książce Oto mój świat. Wiele się wówczas nauczyłem
- ale nie dosyć. Nadal widziałem na reliefe istotę wyglądającą jak
astronauta, istotę, która przykucnęła wewnątrz jakiegoś bardzo skom-
plikowanego urządzenia. A dziś?
Dziś znam najważniejszą literaturę dotyczącą płyty sarkofagu z Pa-
lenque, wiem, co znaczą poszczególne hieroglify, zajmowałem się od
podstaw kalendarzem Majów i próbowałem - by the way, jak mówią
Amerykanie - "wczuć" się w świat tablic z wyrytymi na nich napisami.
W końcu zauważyłem, że interpretacje archeologiczne są oparte na
bardzo niepewnych podstawach.
Bez wątpienia na płycie sarkofagu z Palenque znajdują się hieroglify
i wizerunki, znane także z innych ośrodków Majów - przedstawiające
ptaka quetzala (dziś godło Gwatemali) oraz tak zwany Krzyż Życia.
Aby uznać, że na głowie siedzącej postaci znaduje się ptak quetzal,
trzeba mieć specjalne okulary, jakich używają tylko archeolodzy. Krzyż
Życia natomiast jest określany raz jako Drzewo Życia, innym razem
jako Krzyż Wszechświata Podzielonego Na Czworo. Wynik każdej
interpretacji zależy w istocie od tego, jaką reprezentuje się szkołę,
w której oczywiście obowiązuje teoria najważniejszego profesora.
Wszystkie te szkoły zgadzają się tylko co do jednego - że nie da się
odczytać większej części napisu biegnącego wzdłuż brzegu płyty sar-
kofagu i otaczającegoją na bocznej krawędzi. Dotychczas odcyfrowano
jedynie niektóre hieroglify - oznaczające daty oraz astronomiczne
znaki Wenus, Słońca, Gwia2dy Polarnej i Księżyca. Na samą myśl, jakie
fantastyczne rzeczy wypisywano na temat siedzącej postaci, człowieko-
wi stają dęba wszystkie "włosy w brodzie boga burzy"!
Przeciwko hipotezie, że chodzi tu o Yuma Koxa, boga kukurydzy
wypowiada się Marcel Brion:
"W centrum płyty wyrzeźbiono postać człowieka, być może jest to
partret zmarłego. Postać, przystrojona ozdobami i mocno odchylona
do tyłu, spoczywa na wielkiej masce. przedstawiającej boga ziemi,
śmierć." [5]
Pierre Ivanoff widzi wszystko zupełnie inaczej:
"Symboliczne znaczenie tego dziwnego wizerunku... stawia kilka
zagadek. Bóg śmierci jest według wierzeń Majów dzięki swoirn
związkom z królestwem podziemi, również bogiem płodnej ziemi.
Mężczyzna nad nim wyobraża swoją sprężystą postawą powstawanie
życia. Jego twarz przypomina twarz boga kukurydzy, mógłby więc
być inkarnacją przyrody budzącej się do życia. Autorytet i władzę
uprzedmiotawia obrzędowa buława wszechświata podzielonego na
czworo, krzyż, który jest zarazem odbiciem świata czasu i zmiany
władzy. Ptak moan wreszcie symbolizuje śmierć." [6]
Miloslav Stingl z kolei ma na nosie zupełnie inne okulary. Oto jego
interpretacja:
"[...] rozpoznaję postać młodego mężczyzny; prawdopodobnie niejest
to portretjakiejś konkretnej osoby, ale symbol człowieka - rodzaju
ludzkiego. Z jego ciała wyrasta krzyż, który [...] był symbolem
życiodajnej kukurydzy. Z liści kukurydzy po obu stronach wyłaniają
się dwugłowe żmije. [...] Z ciała młodzieńca wyrasta życie, on sam
jednak spoczywa na twarzy śmierci: na potwornej głowie fantastycz-
nego zwierzęcia, z którego paszczy wyrastają ostre kły. [9]
Dr Alberto Ruz Lhuillier ujrzał:
"[...] młodego mężczyznę, opierającego się o wielką maskę potwora
ziemi... nad nim stoi krzyż, identyczny ze słynnym krzyżem innej
świątyni w Palenque. Z dwugłowego węża wypadają niewielkie
mitologiczne postacie, a wśród nich ptak quetzal z maską boga
deszczu. Możemy przyjąć, że scena oddaje podstawowe założenia
religu Majów..." [13]
W najnowszych publikacjach na ten temat dominuje pogląd, że
chodzi jednak o kapłana bądź księcia Majów, możliwe, że o Pacala
- w każdym razie o postać, wpadającą w rozwartą paszczę potwora.
Tym zaś, co w swojej naiwności opisałem kiedyś jako strumienie ognia
- jest w rzeczywistości "wyraźnie rozpoznawalny potwór ziemi" [16].
Jeszcze dziś pójdę do okulisty, ale powinien mi towarzyszyć Paul Rivet.
słynny archeolog, który w tej właśnie części reliefu widzi "stylizowane
włosy brody boga burzy"!
Po przedstawieniu paru próbek bełkotu naukowców jeszcze raz
chciałbym poddać pod dyskusję problem płyty sarkofagu z Palenque.
Ponieważ nie da się jej już sfotografować, ośmielę się przedstawić tę
osobliwość na przykładzie wiernej repliki w kamieniu, którą przed paru
laty sporządził dla mnie, poświęcając na to wiele miesięcy pracy, pewien
Indianin z Palenque.
Nie twierdzę, że płyta sarkofagu przedstawia pojazd kosmiczny
w sposób technicznie doskonały. Mogę tu rozpoznać pochyloną do
przodu istotę ludzką w skomplikowanym nakryciu głowy, przywodzą-
cym na myśl jakieś urządzenie techniczne, z którego biegną do tyłu
podwójne przewody - wedle zdania archeologów jest to tylko ozdoba
fryzury. Istota dotyka niemal nosem jakiegoś urządzenia, przy którym
manipuluje obiema rękami (poruszając jakieś gałki czy przełączniki)
- zdaniem archeologów istota siedzi pod "krzyżem życia". Za-
rzucano mi, że wrażenie, iż jest to rakieta, mogłem odnieść tylko
wówczas, jeżeli obserwowałem płytę w położeniu pionowym, a tak robić
nie wolno. Pionowe ustawienie wizerunku bardzo mi odpowiada, bo
płomienie wytryskują z dolnej części (spod pojazdu kosmicznego), co
jest normalne w przypadku rakiet wzbijających się w niebo. Nigdzie nie
udało mi się niestety odkryć ani "potwora ziemi", ani nawet "ptaka
quetzała".
Można założyć, że mądry kapłan Majów chciał puzostawić potomno-
ści wizerunek przedstawiający odwiedziny istoiy pozaziemskiej, kióra
z jego punktu widzenia była bogiem. Pobożny ów człowiek nie znał się
oczywiście na skomplikowanej technice, tym bardziej na jednoosobo-
wych lądownikach, jakimi nieznana istota poruszała się między Ziemią
a macierzystym statkiem kosmicznym. Kapłanowi, człowiekowi z epoki
kamiennej, wszystko, co ujrzał, wryło się w pamięć. Następnie przeniósł
to na zagadkowy dziś relief i objaśnił w jedynym znanym mu piśmie,
w piśmie hieroglificznym. Dlatego nie widzę nic niezrozumiałego
w fakcie, że na płycie sarkofagu obok naiwnej kompozycji z elementów
technicznych pojawiają się symbole astronomiczne. Dr Alberto Ruz
widzi we fryzie, w którego środku siedzi istota, "kosmiczną ramę,
otaczającą egzystencję ludzką, w której gwiazdy panują nad niezmien-
nym upływem czasu".
Zarzucano mi niepohamowaną fantazję. Trzeba mieć jednak fantazję
znacznie bardziej wybujałą, aby zamiast ukazanych w uproszczony
sposób elelnentów techniki widzieć tu polwora ziemi, monstrum, kolby
kukurydzy, stylizowane włosy brody boga burzy i ptaka quetzala.
Strojenie "wiedzy" banialukami, które na kilometr trącą nie nauką, lecz
bezradnością, nie przybliży nam prawdziwego znaczenia tego wizerun-
ku ani o włos z brody boga burzy.
To zdumiewiające, słyszę, że w Palenque - jednyln z największych
i najstarszych ośrodków obrzędowyeh Majów - nie odkryto stel,
których w innych miejscach jest pełno. Wcale mnie to nie dziwi. W Tikal
i Copan stele - symbole boskości - przyznawano rodzinom władców
i kapłanów. Oznaczały one boską władzę. Ale w Palenque-Palatquapi
bogowie byli obecni, mieszkańcy tego miasta widywali ich codziennie na
uniwersytecie. Nikt nie potrzebował stel reprezentujących bogów.
Albert Einstein napisał:
"Większość podstawowych idei nauki jest sama w sobie bardzo
prosta i można je przekazać w języku zrozumiałym dla każdego."
Po wszystkim, co powiedziano dotychezas na temat Palenque, można
tylko mieć nadzieję, że kiedyś pojawią się interpretacje sformułowane
w języku zrozumiałym dla każdego. Jeśli nie, to z wypowiedzi Einsteina
będzie trzeba wysnuć wniosek odwrotny - że nie chodzi tu o pod-
stawowe idee nauki. Któż bowiem zrozumie ten język - mętny
i zagmatwany?
Paolo Sutter powiedział mi, że przy zastosowaniu najnowocześniej-
szej techniki pod inną piramidą wykryto następny grób i że zapewne
będzie to kolejna sensacja.
- Dlaczego nie próbowano tam dotrzeć?
- W Meksyku na wszystko musi nadejść właściwy czas, a poza tym
nikt nie ma pieniędzy. Jeśli uniwersytet albo mecenas da, powiedzmy,
100 tysięcy dolarów na prace wykopaliskowe, to tutaj dotrze najwyżej
10 tysięcy! Widzi pan, Meksykanie mają taką dziwną metodę liczenia
pieniędzy: 6 razy 4 równa się 24. Zapisz 4, a 20 zachowaj dla siebie!
Podróże kształcą! Poza tym dowiedziałem się, że w Meksyku wcale nie
tak łatwo przeforsować rozpoczęcie prac archeologicznych, nawet jeśli
|