xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
Maciej Demel
Krótka biografia dr Józefa Polaka
Październikowy numer "Zdrowia" z 1928 r. poświęcono uczczeniu pamięci i niepospolitych zasług Józefa Polaka. Ponieważ nekrologia zwykła uderzać w wielkie dzwony, należy zapytać faktów czy dają pokrycie na tak wzniosłą tonację.
Józef Polak urodził się 11 grudnia 1857 r. w Równem na Wołyniu, w ubogiej rodzinie. W wieku 17 lat, utrzymując się z korepetycji rozpoczął studia lekarskie w Warszawie (rocznik Biegańskiego). W 1880 r. otrzymał dyplom cum eximia laude. Po krótkiej praktyce na prowincji objął posadę lekarza miejscowego w szpitalu Dzieciątka Jezus.
W 1885 r. zakłada prywatne czasopismo "Zdrowie". Dwa lata później - wspomagany prasową propagandą Bolesława Prusa - organizuje pierwszą wielką wystawę higieniczną
Na V Zjeździe Lekarzy i Przyrodników Polskich we Lwowie, w 1888 r. zgłasza postulat łączenia wysiłków na rzecz zdrowia publicznego.
Wystąpienie to miało charakter proklamacji ruchu higienicznego w Polsce i dało początek takim stowarzyszeniom w autonomicznej Galicji. W zaborze rosyjskim udało się to dopiero po latach starań.
W tym czasie jest już dr Polak działaczem w skali międzynarodowej, reprezentuje - nie istniejącą na mapie - Polskę w prezydiach Kongresów Higieny i Demografii.
W latach dziewięćdziesiątych wchodzi w służbę państwową i komunalną jako lekarz sanitarny. Na tym stanowisku zrobił wiele dla uzdrowotnienia Warszawy. Tak wiele, że źródłowej biografii Józefa Polaka (PZWL 1970) nadałem tytuł "W służbie Hygei i Syreny".
W 1896 r. urządza II wystawę higieniczną, arcydzieło wystawiennictwa. Kiedy wreszcie władze carskie zatwierdziły warszawskie Towarzystwo Higieniczne (1898 r.), Polak powołuje w nim liczne sekcje i zakłada oddziały na całym terenie zaboru rosyjskiego. Staraniem WTH, a ze społecznych darowizn, powstają różnorakie instytucje jak Ogrody Raua (na wzór Parku Jordana), Instytut Higieny Dziecięcej im. barona de Lenvala (gdzie dziś klinika pediatryczna przy ul. Litewskiej), sanatorium przeciwgruźlicze w Rudce, Muzeum Higieny Ludu w Częstochowie. W okresie I wojny światowej - pod redakcją dr. Polaka - przygotowano pełny projekt ustawy o zdrowiu publicznym dla Polski odrodzonej.
W niepodległym już kraju Józef Polak nadal przewodzi Towarzystwu. Podejmuje zabiegi o zjednoczenie tego ruchu z trzech byłych zaborów, organizuje sześć kolejnych Zjazdów Higienistów Polskich. Jest kandydatem primo loco na stanowisko ministra zdrowia, lecz sam się eliminuje jako przeciwnik osobnego resortu, a zwolennik powierzenia spraw zdrowia
samorządom.
Józef Polak zmarł 4 sierpnia 1928 r. Spoczął na Powązkach w kwaterze 65. W pięknym gmachu Towarzystwa na Karowej, którego budowę zainicjował i sfinalizował, sala audytoryjna nosi dziś jego imię, a w sali posiedzeń króluje jego portret.
Ogrom prac na rzecz zdrowia nie wyczerpuje biografii tego człowieka. Z równą energią kierował on ruchem pacyfistycznym. Założył Polskie Stowarzyszenie Przyjaciół Pokoju gromadząc w nim intelektualną elitę, wygłaszał referaty na Światowych Kongresach Pokoju, a w przededniu śmierci zorganizował XXVI taki kongres w Warszawie, z udziałem trzech laureatów nagrody Nobla. Programowo bezpartyjny, czynny był w życiu politycznym, ogłosił własny projekt konstytucji RP, publikował broszury w sprawach granic państwa, mniejszości narodowych itp. Napisał i wydał obszerne dzieło "Nauka o szczęśliwości", wyprzedzając o pól wieku znaną książkę prof. Tatarkiewicza. A z jego "Wykładu higieny miast" uczyły się
pokolenia inżynierów i urbanistów.
W życiorysie Józefa Polaka uderza niezwykła dynamika. Fakty ukazują, jak szybko surowy chłopak z prowincji przeistacza się w działacza na skalę krajową i międzynarodową, a wreszcie w osobistość, na której jubileusz fatyguje się głowa państwa (będzie o tym mowa w 17 odcinku). Zwraca też uwagę konsekwencja działań, które z etapu na etap doprowadzają do zbudowania pierwszego w naszych dziejach szerokiego frontu promocji zdrowia. Potrafił dr Polak stawiać drogowskazy i zaludniać drogi, które wytyczał. Zdumiewa wreszcie trwałość tych instytucji, które powołał do życia. W ubiegłym roku Polskie Towarzystwo Higieniczne weszło już w drugie stulecie, a "Zdrowie Publiczne" legitymuje się jeszcze starszą metryką. Wszystko to sprawia, że w naszym panteonie Józef Polak zajmuje najwyższą pozycję.
W schedzie po Józefie Polaku pozostał jego dziennik, kapitalne źródło do genezy ruchu promocji zdrowia w Polce. Na nim w dużej mierze oparłem wspomnianą biografię.
Maciej Demel o Józefie Polaku
Fragment książki „W służbie Hygei i Syreny” (strony 118 –131)
......był więc czystym reformista1.
Źle się czuł w czasach zaboru, nie najlepiej w Polsce niepodległej, ale z równowagi wyprowadził go dopiero porządek pomajowy :
Nagle zachorowaliśmy na mocarstwowość — pisał2. Jakaż ona ma być? Czy może taka jak pruska (pięść uzbrojona w kastet), czy ma oznaczać wyższość nad małymi kulturalnymi krajami jak Belgia, Holandia, Szwajcaria? A może na wzór carskiej Rosji — od Finlandii po Kaukaz z bagnetem w ręku?
Jak z tego wynika, trafnie oceniał perspektywy faszyzacji, choć równocześnie był niepoprawnym marzycielem, zagubionym wśród politycznych graczy. Roiła mu się Polska powszechnej miłości: fornali i obszarników, robotników i przemysłowców, obywateli i urzędników, Polaków, Ukraińców i Żydów, księży, popów i rabinów. Polska, w której nie ma partii politycznych, a rząd sprawuje zespół specjalistów, platońskich filozofów.
Do końca życia pozostał programowo bezpartyjny, bronił prawa do swobody poglądów. Chodził własnymi drogami, a pod jakim sztandarem — powiemy za chwilę.
Drugie życie doktora Polaka
Leży przed nami grube tomisko, a na okładce (przecieramy oczy): Dr Józef Polak
Nauka o szczęśliwości
Warszawa 1900, nakładem Tow. Higienicznego stron 447 (formatu dużej ósemki).
Zaglądamy do środka. Czegóż tu nie ma! Dzieło zagaja pretensjonalnie motto z Szekspira: „Być albo nie być”. Jest i przedmowa, a w niej podziękowanie nie byle jakim filozofom: prof. Struvemu, Marianowi Massoniusowi, Władysławowi Weryho. Wstęp roi się od wielkich dzieł i wielkich nazwisk. Dalej — rozdziały merytoryczne, a każdy kipi erudycją, zdumiewa rozległym oczytaniem i to w różnojęzycznych oryginałach. Rozdział I traktuje o genezie szczęścia, przyrodniczej i społecznej, II — o podmiotowych warunkach szczęścia, III — o klasyfikacji dóbr, IV — o małżeństwie, V — o śmierci.
Nie będziemy nużyć Czytelnika dalszą, relacją i wrażeniami, powiemy tylko, że część drugą tworzy systematyczny wykład etyki, o tyle już mniej ciekawy, że jest on raczej kompilacją. Wróćmy za to na chwilę do VII rozdziału części pierwszej, ten bowiem (zatytułowany: Szczęśliwość gromad ludzkich) spaja dwie połowy osobowości Józefa Polaka: higienisty i filozofa. Klucz do tej zagadki kryją etyczne formuły Jeremiasza Benthama3. Angielska szkoła higieniczna (Smith, Chadwick, Simon) jednoznacznie wskazywała na Benthama, jako swego duchownego patrona, twórcę filozofii zdrowia4.
Dr Polak, zapatrzony w Anglię jak w tęczę, aprobował angielską szkołę higieniczną wraz z jej całym ideologicznym bagażem5.
Rachunek etyczny Benthama jest prostą metodą obliczenia, co się kalkuluje ludzkości. W świetle tego rachunku największym dobrem jest pokój, największym nieszczęściem wojna. A zatem trzeba walczyć o pokój, a kto tego nie czyni, może być wprawdzie biegłym inżynierem, prawnikiem, nauczycielem, nawet higienistą, ale jeszcze nie jest pełnym człowiekiem.
I dalej płynie opowieść, jak to ludzkość walczyła o pokój, jak w tę walkę angażowały się największe umysły: Erazm z Rotterdamu, Emmanuel Kant {Zum ewigen Frieden), St. Simon. Hugo Grotius (wiek XVII) położył podwaliny pod prawo międzynarodowe. W roku 1815 powstaje w N. Jorku pierwsze stowarzyszenie pacyfistyczne. W 1867 roku grono interesujących ludzi (wśród nich Wiktor Hugo, Garibaldi, Stuart Mili) zakłada w Paryżu Ligue Internationale pour la Paix et la Liberté. Odtąd podobne towarzystwa mnożą się po całym świecie. Rolę centralną obejmuje Międzynarodowe Biuro Pokoju z siedzibą w Bernie, a potem w Genewie. Pod koniec XIX wieku szlagierem pacyfistycznym staje się książka baronowej Berty von Suttner: Die Waffen nieder! (Precz z orężem!). W roku 1910 powstała fundacja Carnegie dla utrwalenia pokoju, z kapitałem 12 milionów dolarów. Pod wpływem kongresu pacyfistów prez. Wilson składa pierwszą deklarację w sprawie Ligi Narodów. Światowy ruch pokoju spotyka się z poparciem różnorakich instytucji, zwłaszcza kwakrów (Society of Friends) oraz Czerwonego Krzyża, założonego przez Henryka Dunanta pod wrażeniem rzezi pod Solferino.
Począwszy od 1901 roku nadawano pokojowe nagrody Nobla6.
Podczas wojny światowej i bezpośrednio po niej ruch pacyfistyczny — jakby zawstydzony własną bezsiłą — nieco przygasa. Rośnie za to literatura antywojenna, którą reprezentują arcydzieła Haska, Remarque'a, Barbusse'a.
W dalszym rozwoju pacyfizm rozszczepił się jakby na trzy nurty:
-
nurt utopijny, oparty na działaniu ludzi dobrej woli, ale małego poczucia realizmu;
-
nurt robotniczy, proletariacki, walczący orężem strajków w przemyśle zbrojeniowym i transporcie broni;
-
nurt państwowy, oficjalny, oparty na postępach prawa międzynarodowego, konwencjach, paktach, uniach międzyparlamentarnych.
Polscy pacyfiści powoływali się na bogate tradycje rodzime, począwszy od pamiętnego wystąpienia Pawła z Brudzewa na soborze w Konstancji w sprawie krzyżackiej, która to mowa zawiera próbę definicji wojny sprawiedliwej i niesprawiedliwej. Frycz Modrzewski pisał przeciw wojnie zaczepnej. Ideę pokoju i tolerancji głosili polscy Arianie, którzy nie nosili broni, potępiali niewolę chłopów i karę cielesną. Stanisław Leszczyński wystąpił z projektem związku narodów. Spod pióra wybitnych Polaków wyszło kilka oryginalnych pomysłów wiecznego pokoju i trybunału narodów (Wojciech Jastrzębowski, August Cieszkowski, Hoene-Wroński).
Gdy powstały pierwsze międzynarodowe instytucje pacyfistyczne, Polacy pod zaborami — choć pokój nie był po ich myśli — stanęli na apel (Lewakowski, Roszkowski, Buszczvński)7.
Najwybitniejszym pacyfistą polskim na przełomie XIX i XX wieku był Jan Gotlieb Bloch, warszawski bankier, król cukru, giełdy i kolei żelaznych8.
Bloch rozpoczął swoją działalność od ostrych wystąpień przeciw pogromom żydowskim. Pod wpływem jego agitacji pacyfistycznej car Mikołaj II wystąpił z inicjatywą międzynarodową (I konferencja haska, 1899). Bloch wygłosił tu wielki odczyt, dowodząc absurdalności wojny. W roku następnym (1900) ukazało się jego monumentalne dzieło (7 tomów) pt. Przyszła wojna pod względem technicznym, ekonomicznym i politycznym, tłumaczone na kilka języków. W pracy tej wykazał, że wojna jest nieopłacalna pod każdym z wymienionych względów, nawet dla zwycięzcy, a zatem jest absurdem. Bloch przewidział trafnie, że przyszła wojna nie będzie już starciem dwóch armii, ale przerodzi się w wojnę totalną, wciągnie w swą orbitę całe narody, przyniesie głód, choroby i... rewolucje społeczne. Dzieło Blocha stało się na wiele lat biblią ruchu pacyfistycznego, narzędziem propagandy pokoju, i to propagandy rzeczowej, a nie — jak dotąd — emocjonalnej.
W roku 1902 z zapisu Blocha powstaje w Lucernie Muzeum Wojny i Pokoju (istniało do 1919 roku). Zgromadzono tu narzędzia i obrazy śmierci, które — jak pisano — wielkie robiły wrażenie9. Z czasem sławę muzeum Blocha przyćmiły inne, wśród nich Pałac Pokoju w Hadze, w którego budowie brały udział wszystkie niemal państwa (Niemcy dały kraty żelazne).
Tak, w grubym zarysie, przedstawiała się sytuacja z chwilą, gdy po berło polskiego pacyfizmu, upuszczone przez Blocha, sięgnął dr Józef Polak. Miał do tego — jak już wiemy — szczególne predyspozycje. Pamiętamy wieżę Babel, w cieniu której się wychowywał, pamiętamy wymowne wzmianki rozsiane po dzienniku i luźne uwagi w pracach lekarskich10.
Swoiste, rzadko spotykane połączenie wysokiej wrażliwości z chłodnym intelektualizmem i niewyczerpaną energią, popchnęły Józefa Polaka na drogę praktycznej działalności pacyfistycznej. Nie wystarczała mu niewiarygodna aktywność zawodowa, społeczna i publicystyczna w dziedzinie higieny. Gdzieś w latach dziewięćdziesiątych dr Polak 'postanowił połowę swej duszy poświęcić walce o pokój. Odtąd higiena została podporządkowana ideałom wyższego rzędu, gdyż zdrowie jest jednym z warunków szczęścia. Odtąd też bibliografia dra Polaka rozwidli się na dwa, pozornie obce, nurty.
Publiczne wyznawanie pacyfizmu w czasach, gdy w Polsce modlono się o wojnę powszechną, wymagało odwagi cywilnej. Nie było też w dobrym tonie bronić Żydów, kochać Ukraińców, a choćby widzieć ludzi w Rosjanach czy Niemcach. Tej odwagi cywilnej Józefowi Polakowi nie brakło. Ponadto uzbrojony był w argumenty naukowe, dobrze przygotowany do dyskusji. Umiał precyzyjnie odróżnić patriotyzm od szowinizmu, a szczery pacyfizm od jego karykaturalnych, obłudnych postaci, jak na przykład „pokojowe" inicjatywy carskie11.
Myśl pacyfistyczną propagował w wielu jeszcze broszurach oraz artykułach, rozproszonych po czasopismach12.
W okresie rewolucji — korzystając z chwilowych swobód — zakłada Polskie Stowarzyszenie Przyjaciół Pokoju (PSPP)13, którym kieruje aż do śmierci (1928), tj. ponad 20 łat. W ten sposób stworzył sobie pole działania, bynajmniej nie mniej rozległe niż higiena. W Stowarzyszeniu swym zgromadził ówczesną elitę intelektualną: Prusa, Orzeszkową, Oppmana (Or-Ota), Boudouin de Courteneya, Bujwida, Brudzińskiego, Dunina, Zamenhofa, Budzińską-Tylicką, księdza Blizińskiego i wielu innych.
Nie ograniczył się oczywiście do areny krajowej. Dzięki wyrobionym kontaktom międzynarodowym, szybko stał się osobistością w światowym ruchu pacyfistycznym. W licznych rozjazdach po Europie i Ameryce harmonijnie wiąże sprawy higieny i pacyfizmu. Jako członek Międzynarodowego Biura Pokoju w Genewie, uczestniczył dr Polak we wszystkich światowych kongresach pokoju, gdzie był odpowiednio honorowany, a na Kongresie londyńskim (1908) -— jako jego wiceprezes — wszedł w skład delegacji do Króla14. Przyczynił się do założenia kijowskiego oraz krakowskiego towarzystwa pacyfistów15.
Jak w przypadku higieny, tak też w przypadku pacyfizmu stanął dr Polak na poziomie. Wszystko co pomyślał, konsekwentnie wprowadzał w czyn, a wszystko czego się podjął, robił rzetelnie, z całym oddaniem. Ruchowi, którego był motorem, zapewnił godną oprawę. I tutaj okazał się mecenasem, inspirował i propagował oryginalną twórczość na polu sztuki1.
Do I wojny światowej PSPP liczyło 260 członków, miało kontakty ze światem i było zarejestrowane w Międzynarodowym Biurze Pokoju.
I tym razem zadbał dr Polak, aby młode towarzystwo miało własny organ prasowy. Był nim kwartalnik „Ludzkość", który wychodził w Warszawie w latach 1911—1914. Redakcję pisma objął dr Władysław Światopełk - Zawadzki, aktywny lekarz-społecznik, długoletni prezes komitetu Ogrodów im. Raua. Wydawane pod hasłem „Pokój zwycięża", małe pisemko o wielkim tytule przynosiło bogaty serwis informacyjny oraz gorące artykuły redaktora i prezesa, a także czołowych działaczy Stowarzyszenia: gimnasty W. R. Kozłowskiego, prawnika St. Rappaporta, dziennikarza L. Straszewicza, lekarza J. Jaworskiego, adwokata W. Łypacewicza. Jest więc „Ludzkość" najbogatszą kopalnią wiedzy o polskim i światowym ruchu pokoju tych czasów; zawiera również pełne spisy osobowe PSPP oraz bratnich stowarzyszeń w innych dzielnicach Polski.
W artykułach podnoszono sprawy współżycia z mniejszościami narodowymi, tolerancji wyznaniowej, języka międzynarodowego Esperanto, zwyczaju pojedynków, „wychowania dla pokoju". Tłumaczono cierpliwie (i to było najważniejsze), że pacyfizm nie sprzeciwia się patriotyzmowi, że nie oznacza on rezygnacji z walki o niepodległość, nawet orężnej. Wojna sprawiedliwa jest bowiem smutną koniecznością.
Gęsto cytowano wypowiedzi wielkich ludzi na rzecz pokoju. Na honorowego członka Stowarzyszenia zaproszono Lwa Tołstoja. Redakcja kwartalnika wydawała również serię broszur pt. „Pokój", zawierającą teksty odczytów publicznych.
W przededniu I wojny światowej odbywa się — tragikomiczny w swej wymowie — XX Kongres Pokoju w Hadze, gdzie znów dr Polak został powołany na wiceprezesa. Siedział więc w prezydium — jak niemy wyrzut — ten reprezentant nie istniejącego państwa, a lepiej — narodu, dla którego pokój oznaczał status quo, a więc dalszą niewolę, bez nadziei i perspektyw.
Pierwsze miesiące wojny obserwują pacyfiści ze zgrozą. Potępiają pruską butę (Gott mit uns), podejmują naiwne uchwały o proteście wszechświatowym wobec wojennej barbarii.
Polskę niepodległą witają pacyfiści z nadzieją, że będzie to Polska tolerancyjna wewnątrz i przyjazna na zewnątrz. Dr Polak postawił oczywiście na Ligę Narodów, przetłumaczył i ogłosił jej statut, popularyzował jej ideę, zakładał koła Przyjaciół Ligi Narodów, zabiegał o ich federację16.
Niestety, ani Liga Narodów, ani postępowa konstytucja marcowa nadziei tych nie spełniły. Trzeba było znów działać, może nieskutecznie, ale przecież z najlepszą intencją i wiarą, z moralnego przymusu.
Szczególnie aktywnie walczył J. Polak o realizację haseł tolerancji i ochronę praw mniejszości narodowych17. Rozwinął żywą działalność międzynarodową dla łagodzenia trudnych spraw sąsiedzkich, organizował spotkania z pacyfistami niemieckimi w sprawie Gdańska i litewskimi w sprawie tzw. Litwy Środkowej18.
Tak jak w ruchu higienicznym, tak i w ruchu pacyfistycznym, Józef Polak dokonuje zjednoczenia wysiłków działaczy wszystkich dzielnic, doprowadza do zawiązania Rady Polskich Stowarzyszeń Pacyfistycznych19. Znów jeździ po Europie, zasiada w międzynarodowych instytucjach, czynnie uczestniczy w kongresach, gdzie — z reguły — piastuje godność członka prezydium i wiceprezesa obrad.
W latach 1925—1927 wznowiono wydawanie własnego organu, tym razem w skromnej postaci „Biuletyn PSPP". Pismo redagował osobiście dr Józef Polak, a redakcja mieściła się w jego mieszkaniu, jak niegdyś redakcja miesięcznika „Zdrowie". W tym czasie bohater nasz interesuje się głównie problemami prawa międzynarodowego, widząc w nim główną siłę zabezpieczającą trwały pokój.
Działalność pacyfistyczną zamyka dr Polak mocnym akordem. Tuż przed śmiercią, w czerwcu 1928 roku, organizuje w Warszawie Światowy Kongres Pokoju20. Była to wielka impreza, która zgromadziła kilkuset uczestników z całego świata reprezentujących 16 państw21. Obrady zaszczycili swą obecnością: prezes rady Międzynarodowego Biura Pokoju — La Fontaine, laureat .pokojowej nagrody Nobla, prof. Quidde — przywódca pacyfistów niemieckich, również laureat Nobla, F. Buis-son, 90-letni nestor pacyfistów francuskich i trzeci laureat, oraz wielu innych, równie dostojnych. Obrady toczyły się w sali Ratusza, a otworzył je Stanisław Thugutt, wybitny działacz państwowy i społeczny, zasłużony na polu ruchu obrony pokoju. Prócz przemówień oficjalnych, powitalnych i pro domo sua, były mowy interesujące, zadziorne, wygłaszane z odmiennych pozycji, jak np. mowa przedstawiciela pacyfistycznych ugrupowań robotniczych (poseł Żuławski) lub mowa senatora Posnera w imieniu Ligi Obrony Praw Człowieka. Odczytano referat min. spraw zagranicznych Augusta Zaleskiego, wyrażający oficjalne stanowisko rządu, a poświęcone ocenie sytuacji i układom międzynarodowym22. Spośród polskich pacyfistów przemawiali dr Polak, dr Budzińska-Tylicka, adwokat Łypacewicz i prof. Bujwid — w języku esperanto, czego już nikt, nawet Polacy, nie zrozumiał23.
W ostatnim dniu Kongresu stanął na trybunie Ignacy Daszyński, a potem uczestnicy gościli na Międzynarodowej Konferencji Młodzieży Pacyfistycznej, zorganizowanej przy okazji Kongresu siłami PPS, a także na Zamku, u prez. Mościckiego. Z okazji kongresu wydał dr Polak broszurę w kilku wersjach językowych dla zaznajomienia gości z historią polskiego pacyfizmu24.
Warszawski Kongres Pokoju był wydarzeniem odnotowanym przez całą prasę. Najżyczliwiej pisał o nim „Robotnik", ze względu na duże zaangażowanie PPS. Ze szczególną zaciętością atakowali Kongres publicyści prawicy, a zwłaszcza endecy. Senator Bolesław Koskowski pisał uszczypliwie2:
„Nie przypuszczam, aby świat z zapartym oddechem oczekiwał ich uchwał... Pod tym względem nie umielibyśmy znaleźć dla szan. dra Polaka żadnych słów pociechy... Dopóki to była frazeologia, narażali się co najwyżej na dowcipy „Muchy"...
---------------------
8 Nieobecność ministra usprawiedliwiona, gdyż właśnie wypadło przesilenie rządowe, a w trzecim dniu Kongresu — oczywiście nie z tej przyczyny — gabinet Piłsudskiego podał się do dymisji.
9 „Gazeta Warszawska" nr 189 z dnia 26 czerwca 1928, s. 1.
-
J. Polak: Krótki przyczynek do dziejów pacyfizmu w Polsce. Warszawa 1928.
„Kur. Warsz." 192fi nr 173 z dnia 24 czerwca.
Ale teraz: miliony poległych, kalek, wdów, sierot — to już nie żarty". I dalej broni autor prawa do rozumnego pacyfizmu, który funkcjonuje poza kręgiem „patentowanych przyjaciół pokoju" i socjalistów, gdyż ci — jak to wykazały doświadczenia niemieckie — gotowi są do zdrady swych ideałów. .
Jeszcze ostrzej wystąpił St. Szczutowski w „Tygodniku Ilustrowanym" (nr 27, s. 502). W ruchu pacyfistycznym widział on nie tylko wielką ułudę, ale też niebezpieczeństwo polegające na usypianiu czujności, zakłamywaniu sumienia. Historia dowiodła, że prawda była — niestety — po tej stronie.
Z intencją zbliżenia się do tych czasów, ludzi i problemów, zwróciliśmy się do kompetentnego informatora, mianowicie do prof. psychologii UW Eugeniusza Geblewicza, który w tym czasie kierował pracami Akademickiego Koła Przyjaciół Ligi Narodów. Koło zapraszało na odczyty ludzi interesujących, m. in. dra Polaka, który uchodził za encyklopedię i żywą historię polskiego ruchu pacyfistycznego. Jak mówi prof. Geblewicz, Józef Polak sprawiał już wtedy wrażenie człowieka z innej epoki, był raczej zapatrzony w przeszłość; ze współczesności, jak się zdaje, niewiele rozumiał. A szły czasy trudne, niebezpieczeństwo wisiało nad światem, napięcie było ogromne. Pacyfizm był z pewnością naiwny i mało skuteczny, ale był głosem sumienia, szlachetnym odruchem ze strony tych, którzy poczuwali się do moralnej odpowiedzialności za losy świata, choć te losy nie leżały w ich ręku. Tego wymagała godność ludzka.
Co się tyczy Józefa Polaka, los oszczędził mu dalszych rozczarowań i nie pozwolił dożyć czasów pogardy.
Na cenzurowanym
Człowieka tworzą jego czyny, ale na to, żeby stać się „postacią" potrzeba jeszcze szczypty legendy, a choćby anegdoty.
Popularność Józefa Polaka datuje się od 1887 roku, to jest od czasu I wystawy higienicznej. Jej reżyserem — jak wiemy — był Bolesław Prus. Portret naszego bohatera, naszkicowany
w kilku zdaniach mistrzowską ręką Prusa, rozszedł się -— wraz z gazetą — w tysiącach egzemplarzy. Dzięki temu tysiące ludzi dowiedziały się nie tylko, jaką ideę głosi, ale też jak wygląda ten „młody lekarz, który bez powozu, bez stosunków, a nawet bez ujmujących manier i podbijającej serca powierzchowności" stał się na jakiś czas centralną postacią Warszawy22.
W ten sposób Józef Polak po raz pierwszy stanął na cenzurowanym, a egzamin wypadł pomyślnie, żeby nie rzec —-znakomicie. Odtąd legenda rosła z latami, podsycana licznymi zjazdami, jubileuszami, hołdami. Dr Polak, prócz niewątpliwych zalet, jak ambicja, inteligencja i pracowitość, posiadał wybitną umiejętność organizowania opinii publicznej. Oczywiste jest, że na wielkość dra Polaka pracowała bardzo liczna grupa działaczy, pozostająca w cieniu jego sławy. Ale on tę grupę powołał do życia, on ją ożywił swą ideą i popchnął we właściwym kierunku.
Generalnego podsumowania działalności Józefa Polaka dokonano na III Zjeździe Higienistów Polskich, który odbył się w Warszawie w czerwcu 1924 roku, w związku z 25-leciem istnienia Towarzystwa Higienicznego. Ten właśnie Zjazd połączono z jubileuszem dra Polaka, podkreślając jedność osoby i dzieła23.
Był to pierwszy Zjazd Higienistów w Polsce niepodległej. Nadano mu szczególnie uroczystą oprawę. O protektorat nad Zjazdem uproszono prezydenta Rzeczypospolitej — Stanisława Wojciechowskiego. W komitecie honorowym zasiedli m. in.: marszałek sejmu Maciej Rataj, marszałek senatu Wojciech Trąmpczyński, premier Władysław Grabski, przedstawiciele władz miejskich, a także goście z zagranicy, wśród nich dr Józef Babiński z Paryża.
Zjazd trwał od 7 do 10 czerwca; zgromadził 196 uczestników, w tym 67 referentów występujących na plenum i w 4 sekcjach.
Bogaty program obejmował obrady, wycieczki naukowe, a także liczne bankiety, rauty, przedstawienia teatralne. Oddajmy głos kronikarzowi24:
Uroczystości jubileuszowe rozpoczęto od poświęcenia sztandaru WTH, którego dokonał kardynał Katowski. Na chrzestną matkę sztandaru powołano doktorową Polakową. O godzinie 10 min. 50 wszedł na salę prezydent Rzplitej Stanisław Wojciechowski w asyście adiutanta płk Mariusza Zaruskiego. Prezydenta powitał dr Józef Polak, przypominając tradycje polskiej kultury, a zwłaszcza higieny. Po wyborze prezydium przystąpiono do referatów retrospektywnych, które wygłosili: dr Witosław Dąbrowski, sekretarz Towarzystwa oraz dr Paweł Gantkowski, prof. higieny z Poznania.
Pierwszy referat stanowi drobiazgowe repetytorium tego, co już wiemy o dziejach WTH25. Natomiast referat prof. Gantkowskiego26 jest wysoce oryginalną próbą syntezy, i to dokonanej przez arbitra kompetentnego i obiektywnego, który wysiłki warszawskich rodaków śledził z zaboru pruskiego. Kwiecisty, kaznodziejski styl Gantkowskiego, który kawał życia spędził wśród księży i kleryków (wykładał medycynę pastoralną), szczególnie przystawał do jubileuszowej okoliczności. Zaczął Gantkowski od Kopernika, prześliznął się po witrażach Wyspiańskiego, by wreszcie powiedzieć to, co zamierzał. Oto niektóre z jego myśli:
WTH wyrosło z wewnętrznej potrzeby, z intuicji samoobronnej. Promieniowało na całą Polskę. Pobudziło lekarzy do pracy naukowej i społecznej, wciągnęło ich do walki o samorząd, wywierało presję na rządy zaborcze, stworzyło szeroki front walki o zdrowie publiczne. Otworzyło polskim lekarzom okno na świat, związało ich z Europą, zachęciło do porównań i do czerpania z doświadczeń innych narodów. Towarzystwo było nauczycielem społeczeństwa w zakresie kultury higienicznej.
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
|