Jesienna zaduma.
Nic nie mam e G
Zdmuchnęła mnie ta jesień całkiem F e
Nawet nie wiem e G
Jak tam sprawy za lasem F e
Rano wstaję, poemat chwalę G Fis h e
Biorę się za słowo jak za chleb. a H7 e
Rzeczywiście tak jak księżyc e D G
Ludzie znają mnie tylko z jednej a e
Jesiennej strony. D a e
Nic nie mam
Tylko z daszkiem nieba zamyślony kaszkiet
Nie zważam
Na mody byle jakie
Piszę wyłącznie, piszę wyłącznie
Uczuć starym drapakiem.
List do Boga
Drogi Boże, piszę tylko kilka słów G D
Innym razem napiszę więcej C D
Na początku życzę Ci wszystkiego dobrego e h
I przepraszam Cię najgoręcej C D
Tak się jakoś złożyło, że nie miałem okazji
Czytać listu, który mi przysłałeś
Miałem wiele pracy, miałem wiele nauki
Także piszę dopiero dzisiaj.
Ref.: U mnie wszystko jak dawniej
Tylko jeden samobójca więcej
Tylko jedna znów rodzina rozbita
Tylko życie pędzi coraz prędzej.
Gdzieś obok rozbił się samolot
Trochę dalej zatrzęsła się ziemia.
Kiedy patrzę na to tak blisko jak dziś
Nie wiem, czy długo tu jeszcze wytrzymam.
A przede wszystkim chciałem przeprosić Cię bardzo
Za to, że tak długo milczałem,
Lecz dopiero niedawno zacząłem doceniać
Biblię, która mi przysłałeś.
Wczoraj odszedł ode mnie mój najlepszy przyjaciel,
Z którym mnie tak wiele łączyło
I dopiero przez to zaczynam rozumieć,
Co to życie i prawdziwa miłość.
Maestro bezdomny
Długo w nocy stukają klawisze D D6 D
Nocna lampka płonie do świtu G
Co pan pisze maestro bezdomny A G D A
Co pan pisze D
Dziś już takich wierszy nie drukują
Każdy dźwiga osobną chandrę
Pan nie wierzy a jednak to prawda
Pan nie wierzy
To wszystko napisane w księgach
Mamy nawet wiernych proroków
Więc do przodu maestro bezdomny
Więc do przodu
Zechciej słuchać za oknem zgrzyta h
Masowej pieśni ton wesoły D
Smutek proszę znika bezboleśnie G fis e
Smutek proszę A G
Z pejzażu wyszły stare wiatraki h
Z pieczątką grzesznych Don Kichoci D
A myśmy przeszli do współczesnych G fis e
A myśmy przeszli A
A myśmy przeszli D A
Przeszli D A D D6 D D4 D D6 D D4
Długo w nocy stukają klawisze D
Nocna lampka płonie do świtu G
Szkoda ciszy Maestro Bezdomny A G D
Szkoda ciszy x2 A G D (A)(G)(D)
Nocna piosenka o mieście
W mieście jak ryby tramwaje C G
A miasto jak studnia bez dna F a G
A niebo jak żuraw, a niebo jak żuraw C G G7 a
Schyla się nocą i świtem powstaje C d
Nad rybną studnią bez dna E e a
Zaułków lipcem sparzonych A7 F
Wyciszyć nie może zmrok G F C
Zasiedli na ławkach, E7
zasiedli na ławkach a
Ludzie co twarze dniem umęczone F C
Pod lipiec kładą i zmrok G C(a)
Nie śpię bo spotkać chcę w mieście
Tę ciszę co gęsta jak noc
Rozmawiać z krokami, swoimi krokami
I oto idę nocy na przeciw
Choć wokół cisza i mrok.
Czekam aż neon przytłumi
Rozmytą latarnię dnia
Odnajdą się cienie, odnajdą się cienie
I ludźmi ulice zatłumnią
Czekam na przyjście dnia
Czekam na przyjście dnia
Ocean
A G D A
Oceanie sinowłosy, białe statki ku mnie wyślij, A G D A
Dwa kamyki moje myśli, na otwartych dłoniach niosę. A G D A
Daj mi miejsce w głębi morza, szczyptę lądu, szczyptę skały, A E G D
Tu zbuduję zamek biały, tutaj gniazdo swe założę. A G D A A G D A
Gdzieś daleko w stu stolicach żyją ludzie, biją dzwony,
Niezliczone bataliony, przyczajone na granicach.
Marszałkowie szklanoocy palą owce i dziewczęta
Kto o kwiatach dziś pamięta, szumią giełdy w głębi nocy.
W głębi morza zabłąkany, nie chce nic o ludziach słyszeć.
Biały kolor, kolor ciszy, w moim zamku białe ściany,
W moim zamku, gdzieś w ogrodzie będę czytał wschodnie baśnie,
Zanim słońce w morzu zgaśnie, żeby z morza powstać co dzień.
A gdy ludzie wypełnieni nienawiścią w jednej chwili,
Zniszczą wszystko co stworzyli wielkim ogniem z wnętrza ziemi,
Znikną lądy, zniknie morze, nie wie nikt co będzie potem.
W białych światach ja z powrotem w łonie matki się ułożę.
Polanka
Liści zielenią zagra nam wiatr a G a
A śpiewność ptaków tylko prawdę powie F E
Choć niepojęty cały ten świat a G a
Choć nam nie wszystko chce zmieścić się w głowie F E F E
Zatańcz ze mną na polanie a G a
Od tak po prostu G F E
Zatańcz ze mną na polanie a G a
Choć raz prawdziwie zatańcz ze mną sobie G F E a
- a G a G F E a G a -
Spójrz drzewa takie są uśmiechnięte
A trawa oświadcza się kwiatom
Choć nienazwane to piękno przepiękne
Oddaję się wszystkim nie biorąc nic za to
Drzewa coś szepcą, coś ciągle śpiewają
I pełno w ich szumie jest twojej piękności
Choć troszeczkę jesieni mają
To i tak las pełen jest naszej miłości.
Bawitko
Wagą zabraną Temidzie a G a
Bawimy się w sprawiedliwość a G a
Na jednej szali zło kładziemy a e F G
Na drugiej dobro i litość a G a
Wszyscy cieszą się z równowagi,
Gardła zdzierają w wiwatach,
Wszyscy cieszą się z równowagi
Wskazówkę puszczamy po latach.
Oj, nieładnie, człowieku, nieładnie. a G a
Oj, nieładnie, człowieku, brzydko. a G C
Ty się całe życie tylko bawisz, C G a
Czasem sobie zmieniasz bawitko. a G a
Gestami bawimy się w dobroć
To pantomima odwieczna
Znów dar dla bliźnich, znów uśmiech szczery
Na grób przybyła nam świeczka
Sypiemy drobnymi jak ziarnem,
Plony chcemy zbierać w dukatach,
A wszystko po to by zasnąć spokojnie,
Dzisiaj... i kiedyś po latach.
Jest jeszcze jedna zabawa
Też popularna, choć nie nowa
Do niej potrzebnych jest dwoje ludzi -
I słowa, i słowa, i słowa.
Słowami bawimy się w miłość.
Słowa składamy w kwiatach,
Potem przyprószą je liście jesieni,
Odgrzebujemy po latach.
Księgami bawimy się w mądrość
Zabawa to dla upartych
Z ksiąg budujemy nauki i domy
Choć przecież księgi to karty.
Raz huczą brawa, raz działa
Już się gubimy w fanfarach.
Na ile to mądre, na ile starczy -
Ktoś nas osądzi po latach
|