Widzisz - mówiłam - ludzie są dobrzy:
Podnieśli Cię, Synu, wysoko.
Z wysokiego drewna,
Gdy oczami wspierasz się o ziemię,
I na mnie wsparło się Twe oko.
Pamiętam - dzieckiem małym
Chciałam Cię, matka, zamknąć w łonie -
A Tyś mi urósł i królujesz teraz
W wielkiej cierniowej koronie.
To ludzie, choć sami mali,
Wznieśli Cię i ukoronowali.
Myślałam: dziecko bez serca -
Gdyś nam się zgubił w drodze
I znaleźliśmy Cię między kapłany
Nad księgą w synagodze.
A dzisiaj bok Ci włócznią otwarli
I serce Twe widać jak krwawi.
Nie dziw się Synku, że matka
Oprawcom Twym błogosławi.
Gdyby nie ludzie grzeszni,
Nic by nie zaszło w niebie:
Nie poczęłabym,
Nie urodziłabym
Ciebie.
I nie poznałabym, co to
Matczyna radość i boleść.
To ludzie, choć sami mali
Wznieśli Cię i ukoronowali
Taka to, Synu Boży,
O nas obojgu opowieść.
Kiedy góral umiera
Kiedy góral umiera, to góry z żalu sine D D7
Pochylają nad nim głowy, jak nad swoim synem. G D
Las w oddali szumi mu odwieczną pieśń bukową, e G D
A on długo sposobi się przed najdalszą drogą. e G D
Kiedy góral umiera, to nikt nad nim nie płacze,
Siedzi, czeka aż kostucha w okno zakołacze.
Oczy jeszcze raz podniesie wysoko do nieba,
By pożegnać góry swoje, by im coś zaśpiewać.
Góry moje, wierchy moje, otwórzcie swe ramiona, D e
Niech na miękkim z mchu posłaniu G
Cichuteńko skonam D
Ojcze mój, halny wietrze, powiej ku północy, D e
Ciepłą, drżącą swoją ręką zamknij zgasłe oczy, G D
Bym mógł w ziemię wrosnąć, strzelić potem e
Do słońca smreczyną G D
I na zawsze szumieć już nad swoją dziedziną. e G D
Kiedy góral umiera to dzwony mu nie grają,
Cicho wspina się pod bramy góralskiego raju,
Tylko strumień na kamieniach żałobną nutę składa,
Tylko nocka chmurnooka górom opowiada.
A gdy góral już umrze, to nikt nie układa baśni,
Tylko w niebie roziskrzonym mała gwiazdka zgaśnie.
Ziemia twardą, szorstką ręką tuli go do siebie,
By na zawsze mógł już zostać pod góralskim niebem.
Kubuś
Na stole stoi wazonik, pierdut w wazonik kamyczkiem G A D
Tak ślicznie wazonik zadzwonił spadając cichutko na ziemię. G A D
A babcia śpi dalej spokojnie, bo babcia jest troszeczkę głucha, G A D
Na pewno mej babci pomoże, jak wsadzę jej druta do ucha. A A7
Ref: To walczyk grzecznego Kubusia,
Znanego w całym miasteczku,
Co nocą do majtek nie siusia
I grzecznie się bawi w piaseczku
Mój tata to też jest aparat, na noce nie wraca do domu,
Lecz ja go już tego oduczę, do kawy nasypię mu bromu.
I chociaż o mamie w tym względzie nie mogę powiedzieć nic złego,
Na wszelki wypadek do zupy doleję jej kwasu solnego.
Sąsiadki, co mieszka nad nami bardzo nie lubi mamusia,
Dlatego ja dzisiaj sąsiadce w butelkę do mleka nasiusiam.
A córkę sąsiadki maleńką gdzieś w ciemnej bramie zaskoczę
Majteczki jej zedrę na siłę i gumkę wyciągnę na procę.
Dziadkowi, co od lat dwudziestu fajeczkę ćmi nałogowo,
Zrobię z tytoniu amforę, mieszankę ciut, ciut wybuchową.
Gdy dziadziunio się w nocy obudził i fajkę zapalił po cichu
To tak mu z cybucha buchnęło, że szukał babci na strychu.
Ref: I rośnie nam Kubuś powoli,
I rośnie nam Kubuś malutki,
I rośnie nam przyszłość narodu,
Przepraszam dziś naród za skutki.
Barykada
Zbuduję mocną barykadę fis E
Na naszej ulicy fis cis
I zobaczysz że niebawem fis E
Trudno będzie nas policzyć A gis
Rośnie nasza barykada h
Z dnia na dzień fis
Patrz jak rzuca h
Coraz dłuższy cień fis
Spójrz złych ludzi dookoła h
Coraz mniej... fis
Mniej mniej! E cis
Zbudujemy mocną barykadę
Z mojego i twojego serca
I wiem na pewno że to nie przypadek
Że będziemy bronić właśnie tego miejsca
Rośnie nasza barykada...
Zbudujemy mocną barykadę
Zbudujemy...
Nie zginiemy!
Autoportret Witkacego
Patrzę na świat z nawyku, więc to nie od narkotyków, G D G D
Mam czerwone oczy doświadczalnych królików. a e G D
Wstałem właśnie od stołu, więc to nie z mozołu,
Mam zaciśnięte wargi zgłodniałych Mongołów.
Słucham nie słów, lecz dźwięków, więc to nie z myśli fermentu
Mam odstające uszy naiwnych konfidentów.
Wszędzie węszę bandytów, więc nie dla kolorytu
Mam typowy cień nosa skrzywdzonych semitów.
Widzę kształt rzeczy w ich sensie istotnym d a
I to mnie czyni wielkim oraz jednokrotnym d a
W odróżnieniu od was, którzy, państwo wybaczą e a H7
Jesteście wierszem idioty odbitym na powielaczu, e H7
Jesteście wierszem idioty odbitym na powielaczu. e H7
Dosyć sztywna ma szyję i dlatego wciąż żyję,
Że polityka dla mnie to w krysztale pomyje.
Umysł ma twardy ja łokcie, więc mnie za to nie kopcie,
Że rewolucja dla mnie to czerwone paznokcie.
Wrażliwym jest jak membrana, zatem wieczór i z rana,
Trzęsę się jak śledziona z węgorza wyrwana.
Zagłady świat się boję, więc dla poprawy nastroju,
Wrzeszczę jak dziecko w ciemnym zamknięte pokoju.
Ja bardziej niż wy jeszcze krztuszę się i duszę.
Ja częściej niż wy jeszcze żyć nie chcę, a muszę.
Ale tknąć się nikomu nie dam i dlatego, e a H7
Gdy trzeba będzie, sam odbiorę światu WITKACEGO. E a F e
|